czwartek, 29 stycznia 2015

20 rozdział

Ciemność, pamiętam tą straszną ciemność i bezwład umysłu oraz ciała. Miałam wrażenie, że jestem przepełniona całkowicie przez pustkę, to bolało. Jak diabli. Byłam gdzieś między jawą a rzeczywistością, nie mogłam się z tego całego środka wyrwać. Jak wyjść? Jak się uwolnić?
Simon...
W myślach szumiało mi tylko to jedno imię, które grzało me serce od środka. Nie pamiętam nic, jednakże te całe pięć liter sprawiało, iż mogłam góry przenosić. Próbowałam przypomnieć sobie jego twarz. Potrzebowałam tego, wysilałam do tego wszystkie swe siły, jakie tylko posiadałam. Z każdą minutą miałam wrażenie, że jestem coraz bliżej, jak i to coraz dalej. Walczyłam, noe mogłam sie przecież poddać. Czułam, ze to nie leżało w mojej naturze.
Pojawiły się wielkie czarne drzwi.
Ciekawe dokąd prowadzą? Podeszłam do nich, przyłożyłam do nich swoją dłoń, jakbym chciała je popchnąć, zwyczajnie otworzyć. Ale były zamknięte, a ja nie posiadałam klucza.
Odwróciłam sie, to bylo straszny. Jakiś straszny, wielki cień przesuwał sie w moją stronę. Wołał mnie po imieniu.
Eleanor...
Walnęłam w drzwi, bałam sie. Ale były zamknięte. A cień był coraz bliżej, chciał mnie zabrać, gdzies daleko. Bezpowrotnie. Pomyślałam, że to może nie być wcale takie straszne. Chyba...
Simon...
To imię. Ten mężczyzna. Kazał mi walczyć, przypomniałam sobie. Znów stanęłam twarzą do drzwi i zamknęłam oczy, by następnie niemal z całej siły kopnąć w sam środek wejścia do nieznanego. Otworzyły sie, oślepiło mnie światło. Przyjemnie ciepłe światło.
- Chyba się budzi... - usłyszałam glos Felixa, mojego brata.
- El? El, kochanie? - Moja mama. To była moja mama. Otworzyłam mozolnie swoje oczy i rozejrzała się po pomieszczeniu. Napotkałam zamartwiony wzrok swojej rodzicielki, a zaczerwienione policzki wyraźnie wskazywały na to, że jeszcze chwile temu płakała. Trzymała mnie za dłoń, dodając mi przy tym otuchy i potrzebnego ciepła.
- Co z tatą? - spytałam słabym tonem, powoli zauważając pozostałych gości. Felix, Alice, Peter, Rose oraz Carolyne. - I z Simonem? Leo... - wspomnienie ostatnich wydarzeń spadło na nią niczym grom z jasnego nieba. Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. Leo...
- Tata jest na obserwacji, a Simon sprawuje już warte. Przykro mi z powodu...
- Nie mów tego, mamo. Błagam, nie przypominaj mi go, nie teraz - poprosiłam i znów przymknęłam na chwilę oczy. - Tunel... Oni robią tunel- - przypomniałam sobie, automatycznie próbując się podnieść, by poinformować szybko dyrektora.
- Jaki tunel? Dziecko, jesteś zmęczona...
- Nie prawda. Te morderstwa to tylko przykrywka, by odwrócić naszą uwagę od ich głównego celu. Leo mi wszystko powiedział, bo nie myślał, że przeżyję... Robią tunel, by dostać się do naszej akademii i w najmniej spodziewanym momencie nas zaatakować.- wyznałam, całkowicie przejęta.
- Wierze ci, Eleanoro - rzekł mój wuj, dyrektor Abajew. Spojrzałam sie na niego niepewnie, posłał mi tylko pocieszający uśmiech.




Tydzień później bylam już na nogach. Wszyscy byli zajęci szukaniem tajemniczego tunelu. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nikt nie miał pojęcia gdzie rozpocząć poszukiwania. Niby wiadomo, teren Mistycznej Akademii. Jednakże teren jest ogromny, przejście mogło być wszędzie. Co najlepsze, od tamtego czasu nie zamieniłam z Simonem ani słowa. Postanowiłam go poszukać, bo na jego wizytę raczej nie było co czekać. Nie odwiedził mnie w izbie lekarskiej, nie pytał o stan mojego zdrowia. Nie wysłał mi nawet głupich kwiatów z karteczką. 'szybkiego powrotu do zdrowia'. Byłam z tego powodu rozczarowana, bo doskonale pamiętałam jak wyznał mi miłość. Jak kazał mi żyć, gdyż mnie kochał. Czy kłamał?
Dostrzegłam zarys jego sylwetki przy głównym wejściu do akademii. Stał zamyślony i wpatrywał sie w gęsty las.
- Simon! - krzyknęłam, idąc w jego stronę. Odwrócił sie i widziałam, jak marszczy czoło.
- Eleanor, powinnaś...
- Nie mów mi co powinnam, a co nie... Jesteś ponoć moim mentorem a przez ten cały czas nie dałeś mi znaku życia - oskarżyłam mężczyznę, który ciężko westchnął i przeczesał włosy prawą dłonią.
- Nie miałem czasu... Musisz mnie zrozumieć...
- Jasne. Nie miałeś czasu by spojrzeć mi prosto w oczy po tym jak wyznałeś mi miłość? - Zbyt szybko gadam. Jak widać, pierw robię, dopiero później myślę. Simon za to milczał, a ta cisza zdawała sie trwać wiecznie. Dopiero po dłuższym czasie poczułam jego dłoń na swoim policzku. Zbliżył sie i zacisnął w zdenerwowaniu wargi.
- To co czuje nie ma znaczenia. To nadal czyni ze mnie twojej mistrza, a z ciebie moją nieokrzesaną uczennice. Nie ma co tego aa. - odsunęłam sie od niego, miałam ściśnięte pięści.
- Ale wtedy... Mówiłeś prawdę? - spytałam, chcąc przynajmniej to wiedzieć. W odpowiedzi kiwnął głową. Czułam, jak zbierają sie we mnie łzy. Łzy bezsilności. A żeby tego bylo mało, pojawiła sie blondwłosa piękność. Olivia.
- Oh kochanie, wszędzie cię szukałam! Dyrektor zgodził sie wyprawić tu nasz ślub...
- Tutaj? Wasz ślub? - spytałam mimowolnie. Dobra, wiedziałam, ze maja sie kiedys pobrać, ale nie myślałam, ze dojdzie to tego w akademii. No i co najważniejsze, miałam nadzieję, że w jakiś magiczny sposób uda nam sie być... Razem.
- Tak, tak. Za dwa tygodnie. Wiem, że te okropne demony mają nas w kazdej chwili zaatakować, dlatego chcemy być razem. Połączeni przysięgą prawdziwej miłości, gdyby w w najgorszym wypadku...
- Rozumiem... - przerwałam. Patrzyłam na Simona, on na mnie. Staczaliśmy wewnętrzną walkę, pokazywałam mu jak bardzo mnie w ten sposób ranił. Pierw Leo, teraz on. Przegrałam. Olivia czule pocałowała go w kącik ust, a ja zawróciłam w stronę akademii.
- Szczęścia na nowej drodze... - mruknęłam jeszcze pod nosem, chowając dłonie do kieszeni od spodni.
- Oczywiście jesteś zaproszona, Eleanoe!- usłyszałam jeszcze za plecami. Nic nie odpowiedziałam, nie zatrzymałam sie. Tylko czułam jak po policzkach splywaja mi łzy.
Szablon wykonała Rowindale dla Zaczarowane-Szablony
>