środa, 24 lipca 2013

16 rozdział



Rozdział 16
Wędrowaliśmy już dwie doby. Nicholaus szedł z Willym z przodu, a ja z Simonem pilnowaliśmy tyłów. Miałam na oku Rose, a zwłaszcza Kathy. Nie ufałam jej. W końcu chciała mnie zabić.
Miałam wrażenie,  że ktoś nas obserwuje, nie byliśmy bezpieczni. Spojrzałam kątem oka na mojego mentora, posłał mi uspokajający uśmiech. Usłyszałam w oddali dźwięk połamanej gałęzi.  Zatrzymałam się i rozejrzałam dookoła. Simon też się zaniepokoił. Gestem dłoni kazał mi zostać, a on sam poszedł sprawdzić niebezpieczeństwo.
- Co się stało? – zapytała Rose. Kazałam im wszystkim zamilczeć. Zza drzew wylazła jakaś wielka zielona postać. To był ogr, który czaił się na nas. Jego stopy były większe od nas, a twarz zarośnięta grzybami.
- Simon!- zawołałam i z Nicholausem osłoniliśmy resztę.  Po chwili dołączył mój mentor odpychając mnie za siebie. Potwór chwycił blondyna i rzucił daleko. Zaczynałam powoli panikować. W głowie zrodził mi się plan. Ujrzałam małe pomieszczenie schowane w jaskini, w sam raz dla nas. Palcem wskazałam Carolyne otwór, a ja rzuciłam ogra większym kamieniem w głowę. Zawył groźnie i zwrócił się w moją stronę, a ja zaczęłam uciekać. Stwór mnie gonił i próbował trafić jakimiś drzewami i skałami.
- Eleanor! – usłyszałam krzyk Simona. Zignorowałam go i próbowałam odciągnąć uwagę ogra. Kątem oka spostrzegłam nieprzytomnego Nicholausa. Próbowałam go podnieść i ocucić. Powoli otworzył oczy i wrócił do rzeczywistości.
- Moja głowa – chwycił za nią, a na jego dłoni pojawiła się krew. Syknął lekko i wszystko sobie przypomniał.
- Musimy uciekać, szybko! – znowu ryk. Zaczęliśmy uciekać, ale niestety blondyn nas spowalniał. Próbowałam znaleźć jakieś rozwiązanie, cokolwiek. Stwór chwycił mnie za nogę i podniósł do góry – biegnij! – rozkazałam mu.
- Sprowadzę Simona! – kiwnęłam głowę i jednocześnie próbowałam się uwolnić.  
- Ładna pani – odezwał się, a ja rozszerzyłam oczy ze zdumieni a.
- Wypuść mnie! – zażądałam.
- Pani iść ze mną – zarzucił mnie na bark i szybko gdzieś ruszył.
- Simon! – krzyczałam. Ten się wspinał na jakąś górę i po chwili znaleźliśmy się w jaskini. Czuć było zgniliznę. Usadził mnie w jakimś kącie – czego ode mnie chcesz?!
- Ja chcieć żonę – uśmiechnął się szeroko, gdzie czuć było jego obrzydliwy oddech.  Przestraszyłam się. Podniosłam się i próbowałam uciec, lecz ten mnie złapał i przyparł mnie do ściany.
- Ja mam chłopaka! Zostaw mnie! – wierciłam się w każdą stronę.
- On się nie liczyć. Należysz do mnie – zaśmiał się i pocałował mnie w głowę. Zostawił na niej swoją ślinę a ja się skrzywiłam – Twoje imię – ścisnął mnie mocniej.
- Eleanor… -wysapałam.
- Pit – puścił mnie i poszedł usiąść – chce dzieci. Rodzinę.
- Ja nie...
- Zamknij się! – warknął i rzucił mnie kamieniem większym ode mnie. Ledwo go ominęłam.
- Pozwól mi odejść – prosiłam.
- Spać! – zamknął mnie w jakiejś klatce. Czułam się jak zwierze. Jednak byłam w stanie się prześlizgnąć. Uśmiechnęłam się sama do siebie i udałam, że zasypiam.
Kiedy Pit już zasnął uwolniłam się. Po cichu wróciłam się w stronę wyjścia. Westchnęłam niesłyszalnie na dworze i jak najszybciej uciekałam. Niestety usłyszałam jego potworny krzyk i jeszcze bardziej przyśpieszyłam. Wołałam o pomoc, miałam nadzieje że mnie ktoś usłyszy. Jego kroki były coraz bardziej głośne, a ja traciłam wiarę. Wyciągnęłam z buta mały nożyk i rzuciłam nim w jego czoło. Żałowałam, że wcześniej nie pomyślałam o swojej broni, jaka ja głupia byłam. Ogr się przewrócił i stracił przytomność. Wiedziałam jednak że nie na długo, ponieważ tym go nie zabiłam. Kiedy biegłam ujrzałam Simona.
- Simon! – zawołałam. Odwrócił się i pobiegł w moją stronę, a ja rzuciłam się w jego ramiona. Moją twarz chwycił w dłonie i ukazał uśmiech pełen ulgi i szczęścia.
- Jesteś nienormalna! Mógł Cię zabić, zjeść lub zgwałcić. Tak się bałem, szukałem Cię, nie uratowałem Cię…
- Chciał mnie za żonę – zaśmiałam się, a on skarcił mnie wzrokiem.
- wiesz co to znaczy? – kiwnęłam przecząco głową – że chce potomstwa, a raczej zauważyłaś, że jest dużych rozmiarów. Więc jego dzieci też by takie były. Czyli jak by nadchodził ich czas rozszarpałyby Cię od środka – po chwili wszystko sobie wyobraziłam. Ugryzłam się w język, by powrócić do świata realnego.
- Bałam się…
- Jestem z Ciebie dumny – przytulił mnie mocno i pogłaskał po głowie – co Ty masz… fuj
- jego ślina… - zaśmiałam się na cały głos, a on wytarł ją w mój brzuch – muszę się gdzieś umyć.
- Spokojnie. Przyjdzie na to czas – chwycił mnie za dłoń i poprowadził do przyjaciół – jak się czujesz?
- Jestem trochę zmęczona, ale nieważne – uśmiechnęłam się – jest tu gdzieś jakieś jezioro?
- Niedaleko. Zaprowadzę Cię
Kiedy się umyłam i w jakimś stopniu wyprałam rzeczy ruszyliśmy w stronę jaskini, którą wcześniej znalazłam. Carolyne i Rose natychmiast się na mnie rzuciły. Zaraz po tym poszliśmy spać. Simon miał tej nocy wartę z Willym. Nicholaus podziękował mi za pomoc podczas ataku ogra. Obiecał mi gorącą czekoladę kiedy wrócimy do akademii. Oczywiście jeśli nas z niej nie wyrzucą.

Następnego dnia ruszyliśmy w dalszą drogę. Zrozumiałam, że to był początek niebezpieczeństw, które na nas czyhają. I to wszystko z mojej winy… musiałam go uratować. Nawet jeśli będę musiała powalić milion ogrów to i tak to zrobię. Jestem mu to winna. 



Koniec 16 rozdziału. Przepraszam, że tak długo ale byłam na wakacjach i nie zaprzestałam pisania. Wasze opinie ? ; ) 

Szablon wykonała Rowindale dla Zaczarowane-Szablony

środa, 26 czerwca 2013

15 rozdział

Rozdział 15

Siedziałam skulona w łóżku cała spuchnięta od płaczu. Straciłam Leo. To wszystko moja wina, gdybym zabroniła nam tego wyjścia...Nie wiedziałam co robić. Prawdę póki co zna tylko Simon, Willy i Rose. Zobaczyła to wszystko i zawiadomiła Simona. Mimo wszystko i tak jestem odpowiedzialna za jego zniknięcie i prawdopodobnie śmierć. Jako Łowca powinnam go ochronić, jakoś pomóc. Może i jestem kadetką, ale sam fakt. Byłam za niego odpowiedzialna i zawiodłam. Znacie to uczucie, kiedy kochasz kogoś i w jednej chwili go tracisz? Wystarczy chwila, głupia kłótnia... tego kogoś już nie ma. Nie wiesz czy wróci, a już bardziej w to wątpisz. Najgorsze jest to, że mogłaś go uratować. Mógłby być teraz przy Tobie, szeptać czułe słówka, czułabyś jego zapach, miękkie usta na swoich. Jego dotyk działałby na Ciebie jak najmocniejszy narkotyk, ale jednocześnie uspokajał. Teraz tego nie masz. Zostało Ci tylko mieć nadzieje, że on wróci cały i zdrowy.
- Jak się czujesz? - spytała się Carolyne. Przyniosła mi ciepłą herbatę i usiadła na łóżku obok mnie. Według niej Leo wyszedł sam i go złapali. Jaka ona naiwna...
- Źle - wytarłam łzy. Chciałam by tu był. Pocieszył, przytulił...
- Łowcy go odnajdą. Zobaczysz...
- Sama w to nie wierzysz Carolyne - westchnęłam. Przypadkiem kubek spadł mi na kołdrę, przy okazji parząc mi nogi. Wypuściłam brzydkie słowo i chwyciłam się za głowę - on nie może zginąć! Nie pozwolę... Znajdę go! - byłam zrujnowana psychicznie. Chciałabym go uratować, ale jestem pod obserwacją innych Łowców.
- Eleanor uspokój się. Idź się wykąp i czas na lekcje... - zrobiłam to co mi kazała. Ubrałam się w pierwszy lepszy ciuch i podążyłam na mitologię.
Wszyscy patrzyli się na mnie krzywo. Nie potrafiłam nikomu spojrzeć prosto w oczy. Na zajęciach nie potrafiłam się skupić. Chciałam wyskoczyć przez okno i znaleźć Leo. Postanowiłaś pójść z ostatnich lekcji na dach akademii. Moje małe sekretne miejsce.
- A Ty znowu na wagarach? - usłyszałam ciepły głos, który przyprawiał u mnie gęsią skórkę.
- A Ty znowu na warcie? - zaśmiał się i przysiadł obok - przykro mi z powodu...
- Skończ. Mam dość tych bezużytecznych zdań, które jeszcze bardziej mnie dołują - schowałam głowę między kolana.
- Chciałbym Ci jakoś pomóc.
- Muszę go znaleźć. To wszystko moja wina i ja jestem za niego odpowiedzialna. Jeśli coś mu się stanie... - powstrzymał mnie. Głęboko się zastanawiał nad odpowiedzią.
- Nic Cię nie powstrzyma, prawda? - rozszerzyłam oczy ze zdziwienia. Kiwnęłam głową - pomogę Ci. Jednak sami nie możemy wyruszyć.
- Inni nas nie wypuszczą. Poza tym nie możesz ryzykować. Mogą Cię zwolnić.
- Wolę zapewnić Ci bezpieczeństwo. Wezmę Nicholausa. Komu ufasz? Oczywiście z naszej rasy?
- Bratu, Carolyne i Tony.
- Weź ich - chciał wstać, ale ja go chwyciłam za rękę. Popatrzył się na mnie.
- Czy gdybym znała dobrego demona, przydałby się? - zaskoczyłam go pytaniem. Nie wiedział co odpowiedzieć.
- Tak, chyba tak - westchnął - co chcesz mi przez to powiedzieć?
- Willy. Adorator Rose. On jest inny, na prawdę - przymknął na chwilę oczy - ale wtedy musimy zabrać też ją.
Ogólnie rzecz biorąc mój mentor zgodził się. Mieliśmy wyruszyć w nocy. Cholernie się bałam.Kiedy poprosiłam przyjaciół o pomoc, bez wahania się zgodzili. Byłam im bardzo wdzięczna, choć wiedziałam na co ich narażam. Najbardziej zaniepokojona była Rose. Niestety czekało mnie jeszcze spotkanie z wujkiem. Wyglądało to tak, że mam być grzeczna i nie narażać się na nic. Przytulił mnie i mówił jak to mu przykro. Pozwolił mi nawet zrobić sobie tydzień wolnego od zajęć. W pokoju brunetka zastanawiała się nad rzeczami, które miała zabrać.Ja osobiście zabrałam parę ciuchów, dezodorant i telefon. Simon miał przygotować dla każdego broń. Wzięłam jeszcze moje wspólne zdjęcie z Leo. Zdziwiłam się gdy zobaczyłam jak Carolyne wyciągnęła spod łóżka łuk i strzały. Zaśmiałam się i mocno ją przytuliłam.
- Ryzykujesz życie - próbowałam przywrócić jej jasność myślenia.
- Wiem. Robię to nie tylko dla Ciebie, ale również dla niego. Jest moim przyjacielem i jeśli mogę mu pomóc, to to zrobię.
- Nawet nie wiesz jak bardzo jestem Ci wdzięczna - obdarowała mnie całusem w policzek.
- Ruszajmy - i skoczyła przez okno, a ja za nią. Teraz nie było już odwrotu.
Byli już tam wszyscy, ale nawet o jedną osobę za dużo. Stała w cieniu, zasłonięta kapturem. Podeszłam do niej i go zdjęłam. Zaniemówiłam na widok Kathy.
- Felix! - zawołałam go - co ona tu do jasnej cholery robi?!
- Chcę się zemścić! Zabili mi siostrę! - zaczęła się tłumaczyć.
- Ty chciałaś mnie zabić! Skąd mam wiedzieć, że nie spróbujesz tego raz jeszcze?
- Ryzyko to podobno Twoje drugie imię - Simon nas zaczął uciszać i chwycił za ramiona. Czułam, że ta podróż będzie gorsza niż myślałam.
- Kathy się przyda. Mamy po swojej stronie przynajmniej magię - przegryzłam sobie wargi, kątem oka zauważyłam za murami demona. Próbowałam się uspokoić - El nie ma czasu, musimy iść za nim nas złapią.
- Ma racje. Nie chcę stracić życia - zaśmiał się Nicholaus.
- Dobra. Chodźmy - popatrzyłam na wszystkich - to jest ostatnia chwili na wycofanie się...
- Nie marudź, tylko rusz dupę! - popchnął mnie Tony. Powoli wszyscy przeskakiwali mur. Przywitałam się z Willym.
- Czeka nas długa droga - odezwał się. Kazałam mu ruszać. Teraz zdałam sobie sprawę do czego doprowadziłam.


Wiem, że słabe. Jak całe opowiadanie zresztą. ALE przywiązałam się do El, na prawdę. Pokochałam ją i cholernie mi jej żal. Jestem ciekawa co sądzicie? Jak będzie przebiegała ta podróż ?
Kocham was <3
Szablon wykonała Rowindale dla Zaczarowane-Szablony

wtorek, 4 czerwca 2013

14 rozdział

Rozdział 14
Simon odwoływał już treningi cały tydzień. Brakowało mi ich, a raczej jego. Dziś jednak mieliśmy wszyscy dzień wolny od zajęć. Mogliśmy robić co chcemy.  Ja spędziłam czas z przyjaciółmi w ogrodzie. Urządziliśmy sobie rodzinny piknik. Kątem oka spostrzegłam Kathy, która obściskiwała się z… moim bratem. Carolyne siedziała obok mnie i się śmiała.
- Dzisiaj ma ponoć dojść nowa dziewczyna – rzekła Alice – tata mówił, że jest syreną – po jej minie widziałam, że ma zły humor. Jednak wolałam nie wnikać w szczegóły.
Niestety mój brat mnie załamał. Nie sądziłam, że do tego się dopuścił. Wstałam więc i podążyłam w ich stronę. Rozszerzył oczy ze zdziwienia.
- A Ty co? – warknęłam – znudziła Ci się Carolyne? – moja przyjaciółka w tym momencie zobaczyła tych dwoje i mnie. Zacisnęła pięści i uciekła – pogadamy jeszcze braciszku – pogroziłam mu palcem i ruszyłam za dziewczyną.
Nie zdążyłam jej złapać, gdzieś zniknęła. Byłam wściekła, że mam tak idiotycznego brata. Nie wiedziałam co mu strzeliło do głowy, owszem podobała mu się ta blond suka, ale nie sądziłam… w sumie po nim można było się wszystkiego spodziewać. Oparłam się o ścianę i zsunęłam na podłogę. Obok mnie przysiadł się Leo. Przywitał mnie szerokim uśmiechem.
- Kiepsko, co? – zaczął. Zaraz przypomniała mi się zdrada, jakiej się dopuściłam.
- Trochę – odpowiedziałam gorzko. Ten chwycił mnie za rękę i pocałował w policzek.
- Mało czasu ze sobą ostatnio spędzamy – nie odpowiedziałam. Patrzyłam się w pustą ścianę – może wybierzemy się nocą… no wiesz – mrugnął. Wiedziałam, że chodzi o spacer za murami. Romantyczny piknik, pogaduszki i gesty, które sprawiłyby ze mnie księżniczkę.
- Nie, jest niebezpiecznie – ścisnął mnie mocniej, a ja się sobą brzydziłam.
- Oh Eleanor, od kiedy się boisz demonów? – westchnęłam ciężko.
- Nie można na terenie akademii?
- Żadna przyjemność – zaśmiał się – O drugiej przy wielkim dębie – złożył czuły pocałunek na ustach i odszedł.
Podniosłam się i wróciłam do znajomych gdzie przysiadł się Felix. Jęknęłam cicho i udawałam, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Rose również nikogo nie słuchała, była wyraźnie na czymś skupiona i zaniepokojona. Więc przesunęłam się do niej. Szturchnęłam ją łokciem.
- Co jest?
- Miałam wizje – w jej oczach pojawiły się łzy. Zrozumiałam, że to nie było nic dobrego – siostra Kathy zginie.
- Co dokładnie widziałaś?
- Jak wysysają jej energię i zaznaczają ją jako szóstą ofiarę. Ona krzyczała, prosiła o pomoc… dzisiaj w nocy pozbędą się jej ciała – próbowałam jakoś strawić tę informację, jednak trudno było.
- Żyje jeszcze? – pokiwała przecząco głową.
- Kto żyje? – dociekała Lucy.
- Nikt – spławiłam ją nieumiejętnie  - o czym gadacie?
- O balu. Jest już za tydzień – przypomniała Alice – nie mogę się doczekać.
***
Tak jak chciał Leo, czekałam przy dębie. Wampir spóźnił się parę minut, lecz przybiegł z koszyczkiem. Szybko przeskoczyliśmy mury i szukaliśmy ustronnego miejsca. Czułam, że źle robie. Demony czają się w nocy w tych lasach, a mimo to i tak zgodziłam się na propozycje chłopaka. Rozłożyliśmy koc i siedzieliśmy w milczeniu, wpatrując się w gwiazdy. Każdy szmer liści był dla mnie podejrzany, każdy. W pewnym momencie zza krzaków wyłonił się nagle Willy.
- Oszalałaś dziewczyno? Dobrze wiesz jak się kończy wycieczka w nocy tutaj! – ulżyło mi trochę na jego widok.
- To demon! – krzyknął Leo, a ja próbowałam go przytrzymać siłą, ponieważ chciał się na niego rzucić. Twarz blondyna było rozbawiona – co ty robisz?
- Uspokój się, on jest po naszej stronie – powoli mu wytłumaczyłam.
- Musicie uciekać. Dzisiaj idą pod mury z ciałem jakiejś dziewczyny – zmrużyłam oczy. Wizja się spełni.
- Dziękuję Ci Willy – położyłam mu dłoń na ramieniu. Niby nic, ale dla niego to było coś wielkiego. Ludzki gest, który sprawił mu ogromną przyjemność.
- Pozdrowisz ode mnie Rose? – poprosił. Przytaknęłam. Powoli było słychać kroki wrogów – ruszajcie za nim was wyczują – ponaglił,  a my tak uczyniliśmy. Z Leo biegiem ruszyliśmy do schronienia. Niestety Leo się ociągał, bo nie wierzył w słowa przyjaciela. Zatrzymał się w pewnym momencie.
- Uwierzyłaś mu?
- Nie słyszysz tego?! – palcem pokazałam mu las, z którego słychać było niebezpieczeństwo.
- Słyszę, ale to na pewno jakaś bajka.
- To nie bajka idioto! To czyste realia, więc albo ze mną wracasz, albo zostań tu sobie i powalcz z demonami! – krzyknęłam, co raczej nie było dobrym rozwiązaniem.
- Co się z Tobą dzieje dziewczyno?! Od kiedy rozmawiasz z wrogami?! Powinnaś go zabić – warknął na mnie, a jego oczy zrobiły się czerwone.
- Żebym zaraz Ciebie nie zabiła! – syknęłam. Chwyciłam go za nadgarstek i pociągnęłam za sobą. Na nic moje wysiłki. Popchnął mnie i upadłam. Zupełnie nie spodziewałam się czegoś takiego.  Gdy zobaczył mnie przestraszoną, jego oczy znowu zrobiły się normalne.
- Eleanor, przepraszam… - chciał pomóc mi wstać, ale ja nie miałam zamiaru go w tej chwili dotykać.
- Zamilcz i chodź – w końcu się usłuchał i ruszyliśmy. Niestety za późno, ponieważ przed nami pojawiło się trzech demonów, w tym jedna, z którą ostatnio walczyłam. Zasłoniłam go ciałem.
- Witaj Łowczyni – przywitała się czarno włosa – dawno się nie widzieliśmy – z Leo zaczęliśmy uciekać. Gonili nas i nie dawali za wygraną. Przed bramą stał Simon, który pilnował wejścia. Zaczęłam krzyczeć. Zaraz kazał otworzyć bramę. Udało mi się przebiec. Mojemu chłopakowi nie. Chwycili go za ramię i pociągnęli za sobą.
- Leo! – zawołałam.
Mój mentor stanął do walki, próbując go uratować, w tym i ja. Znowu walczyłam z kobietą. Cios za cios.
- Eleanor, uciekaj! – usłyszałam głos Simona.
- Nie zostawię go! – Demon kopnął mnie w głowę i powalił na ziemię.

Powoli zjawiały się inne bestie, ale też Łowcy. Wszyscy walczyli, ale nie dane było mi zobaczyć walki, ponieważ Simon zabrał mnie stamtąd. Udało mu się to zrobić tak, że nikt nie spostrzegł mojej osoby. Mimo wszystko nadal nie wiedziałam co z wampirem. Płakałam. Bałam się o niego. Simon powiedział, że mam wracać do pokoju, a na zajutrz miałam z nim porozmawiać. Czułam, że rano będzie działo się tu piekło.



Koniec. Jak sądzicie, co stanie się z Leo? 
Wiec zapraszam na :

Najnowsza produkcja, rownie dobra ;)
Szablon wykonała Rowindale dla Zaczarowane-Szablony

niedziela, 26 maja 2013

13 ROZDZIAŁ

Rozdział 13
Dochodziła północ, a ja czekałam przy murze na Rose. Miałyśmy spotkać się z demonem i kiedy mijały kolejne minuty, byłam coraz bardziej zaniepokojona. Powinnam pójść do wujka i zgłosić mu to, Łowcy zabiliby go i wszystko byłoby w jak najlepszym porządku. Niestety ja zawsze wybieram najtrudniejsze wyjścia. Najwidoczniej tak musi być i nie ma innego wyjścia.
Kiedy zjawiła się Rose, jednym uchem przeskoczyłyśmy mur. Było ciemno, przez co liczba strażników zwiększyła się i wydostanie się stąd było niebezpieczne. Kiedy usłyszałam kroki, schowałyśmy się w krzakach.  Leżałyśmy w nich skupione i ciche czekając aż znowu będzie pusto. Po chwili sprintem ruszyłyśmy na wyznaczone miejsce. Nieraz musiałyśmy uważać, bo o mało co nie wpadłyśmy w Łowce. Na nasze nieszczęście zauważał nas, a ja musiałam go ogłuszyć.
- Cholera, rozpoznał nas – sapnęłam.
- Spokojnie – usłyszałam głos przyjaciółki. 
Rose ukucnęła przy nim i położyła dłoń na jego czole. Następnie zamknęła oczy i drapnęła go lekko swoim czerwonym paznokciem. Dmuchnęła na zadrapanie i go zostawiła. Przyglądałam się scenie zaniepokojona, ponieważ nie wiedziałam co ona robi.
- Kiedy się obudzi będzie myślał, że spotkał dwie kobiety. Zupełnie różniące się wyglądem od nas. Miejmy tylko nadzieje, że pomyśli o demonach – odpowiedziała, wyprzedzając moje pytanie.
- Ty umiesz…
- Potrafię przekształcić czyjeś wspomnienia. Oczywiście nie ich przebieg, ale wygląd – uśmiechnęła się skromnie – prorocy mają swoje sztuczki.
- Chodźmy za nim się przebudzi – wskazałam na niego i ruszyłyśmy dalej.
Willy już tam na nas czekał z zaniepokojonym wyrazem twarzy. Rose rzuciła się na niego i ucałowała w policzek. Ja jednak stałam w bezpiecznej odległości, gotowa na atak.
- Lękałem się, iż was złapali – w jego głosie słychać było ulgę.
- Blisko było – warknęłam. Rose obdarzyła mnie karcącym spojrzeniem.
- Przepraszam za El, całe życie była szkolona…
- Wiem. Każdemu demonowi należy się śmierć – głęboko westchnął i wypuścił z objęcia moją przyjaciółkę i po chwili skrzyżował ręce – doskonale Cię rozumiem, sam tak samo bym się zachowywał.
- Jednak nadal nie mogę w to uwierzyć – stanęłam bliżej proroczki – nigdy nie słyszałam o dobrych demonach.
- Bo jesteście ślepo zapatrzeni w to, w co was wpajano od narodzin. Owszem zdecydowana większość nie mają serca, ale istnieją tacy, którzy je mają.
- Dlaczego tak jest? – zapytałam.
- Gdy Cię przemieniają myślisz tylko o pożywianiu się ludźmi. Brakuję Ci energii życiowej, bez której nie możesz normalnie funkcjonować. Bez niej cierpisz, masz wrażenie że umierasz, ale nie możesz. Czym więcej zabijesz ludzi, tym bardziej stajesz się bezduszną bestią.
- Ile?
- W praktyce wystarczy piętnastu – odpowiedział tak, jakby było to normalne – wiem, brzmi to dziwnie, wręcz idiotycznie. Niestety takie są realia.
- Nie próbowaliście udowodnić tego, iż jesteście inni? – wtrąciła się Rose.
- Niektórzy próbowali – zaśmiał się smutno i wpatrywał się w ziemie – zapłacili życiem.
- Eleanor, Ty możesz coś zdziałać! – na jej twarzy zrodziła się nadzieja – masz wpływowego ojca, uwierzy Ci, pójdzie do innych…
- Rose… - zaczęłam – nikt mi nie uwierzy.
- Uwierzą, zobaczysz.
- Ona ma racje – chwycił ją za dłonie Willy – nic na szybko, ok?
- El, przecież masz wpływy! Jesteś córeczką tatusia…
- W tej kwestii nic nie zdziałam, przykro mi – oparłam się o drzewo bezradnie.
Było mi źle z tym, że nie mogłam pomóc dziewczynie. Tak bardzo chciałam… Jednak nadal  nie ufałam jemu, po prostu nie umiałam. Owszem, uwierzyłam mu, ale jakiś wewnętrzny głos kazał mi go zabić. Mówił, że jest zły i nas zabije. Miałam ściśnięte pięści z całej siły, przez co paznokciami wbiłam się w skórę i poleciała krew.
Szelest liści.
Instynktownie się odwróciłam i spostrzegłam obcą mi postać. Kolejny demon – pomyślałam.
- Uciekajcie! – usłyszałam krzyk Willy’ego.  Rzuciłam z siebie parę wulgaryzmów i szarpnęłam Rose, by dotrzymywała mi tępa w biegu.
- A co z Willym? – wysapała.
- Da sobie rade.
Uciekałyśmy słysząc za sobą pościg, który deptał nam po pietach. Rose była coraz bardziej zmęczona i wiedziałam, że nie damy rady uciec. Zatrzymałam się więc i kopnęłam przeciwnika w brzuch. Nie dałam mu czasu na namysły, rzuciłam się na niego i zaczęłam okładać go rękami. On jednak chwycił mnie za nadgarstek i rzucił za siebie prosto w drzewo. Demon był wyraźnie rozwścieczony i spragniony energii życiowej.
- Biegnij Rose i wezwij pomoc! – rozkazałam jej i wdałam się w bój z bestią dwa razy większą ode mnie.
Miał jakieś dwa metry wysokości i wyrobione mięśnie. Jego włosy były kruczoczarne, a oczy czerwone. Wymierzyłam mu kopniaka w biodro i w kark, a ten zawył rozwścieczony.
- Suka! – syknął groźnie i jego pięść uderzyła mnie w mostek.
Cofnęłam się i na chwile oparłam o drzewo. Uspokajałam oddech i podniosłam z ziemi kawałek kory z ostrym końcem. Ruszyłam biegiem na przeciwnika i moją broń wbiłam mu w obojczyk. Krzyknął głośno z bólu i jednym ruchem wyjął drewno z siebie i celował prosto w moje serce, cudem udało mi się zrobić unik. Z jego rannego obojczyka lała się krew i widać było, że go osłabiłam. Zwinnie broniłam się przed jego atakami. Nie miałam żadnej broni, dzięki której mogłabym go zabić więc została mi tylko walka i nadzieja, że Rose zdąży wezwać pomoc. Gdy poczułam drzewo za plecami czekałam aż demon ruszy w moją stronę, tak też się stało, a ja chwyciłam się grubej gałęzi nade mną i szybko podciągnęłam się na nią. Ten uderzył głową i zachwiał się. Zeskoczyłam na niego i z całej siły z pół obrotu uderzyłam go w miejsce, w które oberwał z własnej głupoty. Udało mi się go obezwładnić na jakiś czas, a następnie zaczęłam uciekać. Byłam już cholernie zmęczona, obolała i przewrażliwiona. Kiedy okazałymi się mury akademii odetchnęłam z ulgą. W pewnym momencie wpadłam na kogoś i krzyknęłam ze strachu z obawy, że tamten się przebudził i złapał. Kiedy zrozumiałam, że to Nicholaus zaczęłam się uspokajać.
- Witaj grzesznico – trzymał mnie w szczelnym uścisku i wpatrywał się zaniepokojony i rozbawiony.
- Cześć, cześć – posłałam mu niewinny uśmiech – Rose jest cała i zdrowa? – zapytałam.
- Tak, wpadła na mnie i powiedziała o waszym nocnym spacerze.  Przecież jakbyście poprosiły poszukałbym tego całego mchu dla was! – chciałam wybuchnąć śmiechem. On naprawdę uwierzył w to, że poszłyśmy szukać jakiegoś durnego mchu?
- Przepraszam – powstrzymywałam się od parsknięcia.

- Już dobrze, dobrze. Dzięki temu, że Cię lubię zostawię to bez większego rozgłosu – puścił mi oczko – ale żeby mi to było ostatni raz! – kiwnęłam posłusznie głową, wiedząc, że kłamię – wracajmy zanim ktoś nam złoży niespodziankę. 




Koniec rozdziału ! ; )  Co sądzicie  ? Udał się choć troszeczkę ? ; )


PS ZAPRASZAM NA MOJE NOWE OPOWIADANIE ! ! !
MAM NADZIEJE, ŻE TAK JAK POKOCHALIŚCIE PRZYGODY ELEANOR, TAK POKOCHACIE BIRGIT ;)) 
ZAPRASZAM WAS KOCHANI ! ; )))
Szablon wykonała Rowindale dla Zaczarowane-Szablony

niedziela, 5 maja 2013

12 rozdział

Rozdział 12
Szłam właśnie na trening z Simonem, co mi się na prawdę nie uśmiechało. Miałam spuszczony łeb i zastanawiałam się nad tym demonem. Czy to możliwe, by moje wierzenia, które wpajano mi przez całe życie legły w gruzach? Nie ufałam mu. Najbardziej wściekałam się na Rose. Dlaczego spiknęła się z Willym? Co jest w nim takiego, że go obroniła, albo że jest wart życia i zaufania? Tego zamierzałam się dowiedzieć później. 
Weszłam właśnie do sali, gdzie jak zwykle czekał mój trener, ale tym razem nie sam. Obok niego stała Olivia. Puściłam cicho z ust parę wulgaryzmów i niechętnie podążyłam w ich stronę. 
- Jestem - mruknęłam. 
- Nie da się Ciebie nie zauważyć - zaśmiał się, a blondynka uwieszała się na nim wyraźnie napalona. Było mi niedobrze.
- Super - zwróciłam się tym razem do Olivii - To jest trening, nie pokaz mody - Simon skarcił mnie wzrokiem.
- Wiem, wiem, ale po prostu jestem ciekawa jak sobie radzisz - puściła narzeczonego i położyła dłoń na moim ramieniu, którą po chwili zrzuciłam - jeśli to jakiś problem mogę iść do pokoju.
- To dobry pomysł - odwróciłam się od nich i zaczęłam robić samodzielną rozgrzewkę - nie przeszkadzaj sobie, sama poprowadzę swój trening - powiedziałam głośno. Kątem oka zauważyłam, że się całują i Olivia zwróciła się do wyjścia. Wydawało mi się, że na twarzy Simona zobaczyłam ulgę. Możliwe jednak, że mi się przywidziało. 
Dzisiaj Simon poświęcił się gibkości. Byłam cała obolała, bo nie była to moja mocna strona. Musiałam samymi nogami przemieszczać się po linię, która zawieszona była przy suficie. I nie żebym mogła chodzić. Liny były dziwnie ułożone, praktycznie cały czas byłam w pozycji szpagat. Pochwa mnie już cholernie bolała, więc kiedy Simon powiedział, że to już koniec treningi odetchnęłam z ulgą. Jednak noga wysunęła się z liny i upadłam na plecy wyjąc z bólu. Mój mentor szybko podbiegł do mnie i chwycił w ramiona. 
- Eleanor, nic Ci nie jest? - widać było, że się martwi, ale ja nie miałam siły odpowiedzieć. Oparłam się na łokciach i próbowałam wyswobodzić się z jego uścisku - leż - rozkazał. Przyciągnął mnie bliżej i czułam jego zapach. Po moim policzku spływała łza, którą on otarł.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? - wysapałam. Dobrze wiedział o co mi chodzi, odwrócił wzrok i przycisnął mnie mocniej. 
- Nie mówmy o tym teraz.
- Jak nie teraz to kiedy? - nie dawałam za wygraną. Plecy nadal mnie bolały, a łzy i tak same leciały.Jego palce wbiły mi się w ramiona, nie panował nad sobą.
- A Leo? - teraz to ja odwróciłam wzrok.
- Ty o nim wiedziałeś - szepnęłam - ja o niej nie - w tym momencie zrobił coś co ukoiło cały mój ból, rozpacz i strach.
 Pocałował mnie czule. Odwzajemniłam jego pocałunek. Jego dłoń muskała mój policzek. Moja ręka dotknęła jego piersi. Miałam wrażenie, że straciłam grunt, unoszę się w powietrzu. Nasz pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny. Mogłam dotykać tych warg całą wieczność, nic się nie liczyło tylko on. Wiedziałam, że czuje to samo co ja. Coraz bardziej go pożądałam, jego ręce powędrowały na moje biodra. Boże jak ja go pragnęłam! Mimo wszystko on pierwszy się opanował i odsunął ode mnie. Jego ciało drżało i patrzył się w moje oczy. Nie żałował. Nie mógł się ruszać, a mój ból znów powrócił. Próbował się opanować, co przychodziło mu z trudem. Chwycił mnie za rękę i mocno ją trzymał, nie puszczał. 
- Eleanor... - zaczął niepewnie - przepraszam...
- Nie przepraszaj - przyłożyłam mu palec do ust - wiem, że to się więcej nie powtórzy, wiem - znowu byłam bliska łez - ale nie przepraszaj, bo to zniszczy moje wspomnienie - przytulił mnie mocno, a ja pozwoliłam na sobie chwilę słabości. Płakałam, a on głaskał mnie po włosach. Wiedziałam, że zaraz będę musiała wracać i udawać, że nic się nie wydarzyło. 
- Przepraszam, że nie powiedziałem Ci o Olivii - szepnął mi do ucha, a jego oddech muskał moją skórę. Nie mogłam uwierzyć w to co się wydarzyło. Odsunęłam go i pocałował w policzek, a następnie wyszłam starając się nie reagować na ból w plecach. Spostrzegłam jego smutny wzrok odprowadzający mnie do wyjścia. 
***
Wróciłam do pokoju szykując się na lekcję biologii. Carolyne rozmawiała przez telefon z moim bratem i nie zwracała na mnie uwagi. Zauważyła mnie dopiero jak się rozłączyła. 
- Jak trening? - spytała z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Spadłam na plecy i trochę bolą - skrzywiłam się. Oczywiście nie powiedziałam jej reszcie.
- Nie ma dnia byś nie zrobiła sobie krzywdy - zaśmiała się. 
- Jak Felix? - zmieniłam temat skutecznie.
- Zaprosił mnie na piknik - teraz to ja wybuchnęłam śmiechem. Nie mogłam sobie wyobrazić brata urządzającego piknik - nie śmiej się! - zażądała, a ja nie mogłam się opanować. Dała mi kuksańca. 
- Przepraszam, ale to komiczne - łapałam powietrze - mam nadzieje, że uda wam się - przytuliłam ją mocno, a ona zdziwiona odwzajemniła uścisk. Spojrzałam na zegarek i wiedziałam, że jestem już spóźniona na lekcję  - spóźnimy się.
- No... - odwróciła wzrok - ten piknik jest teraz.
- Jesteś szalona.
- To Twój brat - uśmiechnęłam się i westchnęłam żartobliwie. Pocałowałam ją w policzek i poszłam na lekcję. 
Nauczycielka oczywiście zanotowała moje spóźnienie. Zapisałam temat i położyłam się na ławce, odliczając minuty do końca zajęć. Nie pamiętam nawet o czym mówiła, ale ja miałam to gdzieś. Miałam ważniejsze problemy na głowie. Na przykład Willy. Co ja miałam z nim zrobić? Zawsze mogłam udać się do wujka i mu opowiedzieć o nowym znajomym. Jednak była Rose. Mówiła, że jest dobry. Nic z tego nie rozumiałam. Demon to demon, zawsze będzie zły. Ale jeśli Rose się nie myli? Jeśli ma racje? Może naprawdę jest dobry. Jedno wiedziałam na pewno. Była to moja ostatnia lekcja dzisiaj, ponieważ zamierzałam spotkać się z dziewczyną o różowych włosach.
Wychodząc z sali napotkałam Leo. Zrobiło mi się głupio, ale odwzajemniłam pocałunek.
- Co tam? - zaczął beztrosko.
- Widziałeś Rose? - spytałam tuląc się do niego.
- Była w bibliotece, a co?
- Dzięki! - ucałowałam go szybko i biegiem ruszyłam na trzecie piętro.
Wchodząc do pomieszczenia poczułam zapach starych książek. Szukanie dziewczyny zajęło mi jakieś dwadzieścia minut. Zauważyła mnie tak szybko jak ja ją.
- Powinniśmy chyba porozmawiać, nie sądzisz? - patrzyła się na ziemie, a ja czekałam na odpowiedź.
- Oczywiście - usiadła na ziemie i gestem ręki kazała zrobić mi to samo - Więc zacznę może od początku - zacisnęła pięści - Po tych morderstwach postanowiłam powęszyć za murami akademii. Zaczęłam od miejsc gdzie znaleźli ofiary. Znalazłam wisior z inicjałem O.S. Na początku myślałam, że to kogoś z nieżyjących, ale żaden nie miał imienia na O i nazwiska na S - zrobiła krótką pauzę - w pewnym momencie przede mną ukazał się demon i zaczęłam uciekać. Złapał mnie, nawet nie musiał się wysilać. Kiedy myślałam, że zaraz zginę pojawił się Willy i kazał mu mnie puścić. Powiedział, że ja jestem jego własnością, a tamten uczynił tak, jak rozkazał. Gdy odszedł Willy spytał się czy nic mi nie jest i bezpiecznie odprowadził mnie do akademii. Rozmawiałam z nim jakąś godzinę, ale Leo mi przerwał - a więc wtedy to było... - potem zaczęłam się potajemnie z nim spotykać i on na prawdę nie jest taki jak oni. On czuje, ma dobre serce i nie zabija ludzi. Wysysa energię zwierząt - prawię jak Leo, uśmiechnęłam się - to cała historia. I pamiętaj, że uratował Cię przed Kathy - kompletnie zapomniałam o tym, że chciała mnie zabić - to jak? dasz mu szanse? - w tym momencie w głowie prowadziłam walkę. Uratował mnie i Rose... może naprawdę nie jest zły? Wtedy na parkingu również jej zaufałam, więc dlaczego nie mam zrobić tego teraz?
- Chcę go poznać - przytuliła mnie mocno, a ja zaczęłam się śmiać.
- Kocham Cię Eleanor, kocham!


12 rozdział jest? Obecny ! Co sądzicie? Podoba wam się? Mam wrażenie, że mi nie wyszedł, ale opinię zostawiam wam.
Czym więcej komentarzy tym szybciej rozdział ! ;))
Szablon wykonała Rowindale dla Zaczarowane-Szablony

środa, 1 maja 2013

11rozdział

Rozdział 11
Kolejny tydzień minął spokojnie. Nabierałam siły dzięki treningom z Simonem. Niedługo miał być dzień zjazdów. To znaczy, że rodzina i przyjaciele mogli przyjechać odwiedzić swoich bliskich w akademii.Zarówno nauczycieli jak i uczniów. Mama z tatą mieli przyjechać w każdej chwili, a rodzice Carolyne niedawno przyjechali. Przywitałam się z nimi kulturalni, wymieniłam parę zdań, a następnie wyszli z swoją córką się przejść. Po jakimś czasie wpadł do mnie Felix, który postanowił ze mną czekać na rodzicieli. Zdążyłam posprzątać w pokoju, co u mnie jest rzadkością. Naprawdę nie lubię sprzątać. W pokoju rozległo się pukanie. Wyskoczyłam z łóżka i poleciałam otworzyć drzwi. Stała tam drobna ruda kobieta. 
- Cześć mamo!- skoczyłam na nią i mocno przytuliłam. Ucałowała mnie w głowę. 
- Tak tęskniłam moja mała córeczko - chwyciła moją twarz w dłonie i ucałowała w czoło - jak się czujesz?
- Dobrze. Już dawno zapomniałam o tamtym ataku - wysłałam jej uspokajający uśmiech, a ona znowu mnie przytuliła.
- Też tu jestem - upomniał się Felix. 
- Nie da się Ciebie nie zauważyć syneczku - uścisnęła mojego brata, a patrząc na jego minę wiedziałam, że stęsknił się równie mocno jak ja - Co u Ciebie słychać? Znalazłeś wybrankę swojego życia? 
- Przestań. Jestem wolny strzelec - zaśmiał się.
- Gdybyś widziała jak się ugania za Carolyne - wybuchłam śmiechem.
- Zamknij się - zarumienił się i zawstydził. Znowu się zaśmiałam. 
- A gdzie jest tata? - zauważyłam, że go nie było z mamą.
- Rozmawia z kolegami - westchnęła znudzona - chodź, zaprowadzę was do niego. 
Wyszliśmy z pokoju przy okazji wpadając na Leo. Do niego nikt nie przyjechał. Zrobiło mi się go żal i zaprosiłam na wspólny piknik, jednak on odmówił. Wtuliłam się w niego mocno i podążyłam za matką. Odprowadziłam go wzrokiem. Tata stał z znajomymi. Podeszłam do niego zakrywając mu oczy. 
- Zgadnij kto to? - zapytałam.
- Demon? 
- No wiesz co? - zaśmiałam się, a on zakrył mnie w swoim szczelnym uścisku. Przerwała nam jakaś blondynka, która we mnie wpadła. Zmierzyłam ją wzrokiem. Była wilkołakiem - chodzić nie umiesz? - była znacznie starsza ode mnie. 
- Przepraszam, przepraszam - położyła mi dłoń na ramieniu, a ja ją odrzuciłam - szukam Simona... O jesteś ! - do pomieszczenia wszedł mój trener, a ta blond idiotka rzuciła się mu na szyje - Tak tęskniłam kochany! - obdarzyła go namiętnym pocałunkiem, a mi zrobiło się niedobrze. 
- Kto to? - zapytałam taty.
- Narzeczona Simona - uśmiechnął się - dobrze, że w końcu sobie kogoś znalazł - popatrzyłam na nią jeszcze raz i poczułam się... nie wiem. Zraniona? Tak. Nie wiem dlaczego, ale rozczarowałam się. Kiedy mój trener mnie zauważył wezwał mnie ruchem ręki. 
- Coś się stało? - zapytałam oschle. 
- Poznaj Olivię. Olivio, poznaj Eleanor - podałam rękę, jak nakazywało kulturalne zachowanie - to moja uczennica - zwrócił się do swojej ukochanej - jest na prawdę świetna. A to moja zguba - pokazał na blondynkę i zgarnął od niej kuksańca. 
- Za pół roku bierzemy ślub - pocałowała go w policzek - czuj się zaproszona, wraz z Twoją rodziną. Simon dużo mi o Tobie mówił i nie może doczekać się waszych wspólnych polowań. 
- Dziękuję za zaproszenie - uśmiechnęłam się sztucznie - ja również nie mogę się doczekać - spojrzałam się na mentora. Patrzył się na mnie jakoś dziwnie. Nie rozumiałam tego spojrzenia - przepraszam, muszę wrócić do rodziców.
- Oczywiście Eleanor - odezwał się - nie będziemy Cię zatrzymywać - klepnął mnie w plecy, a ja przewróciłam oczami - jutro o 6? 
- Pewnie - pożegnałam się z jego wybranką i wróciłam do rodziców. Dobry humor zniknął i pozostałam naburmuszona. 
***
Mieliśmy właśnie piknik i Leo postanowił się jednak przyłączyć. Odetchnęłam z ulgą, bo mogłam zapomnieć o tej "słodkiej" parze zakochanych. Na samą myśl o nich robiło mi się niedobrze. Leżałam wtulona w mojego wampira i rozmawialiśmy z moją rodziną. 
- Mamy do was szczere pytanie - zaczął ojciec, a ja się przestraszyłam jego poważnym tonem głosu.
- Jakie? - zadrżałam. 
- Zabezpieczacie się? - dokończyła mama, a ja z zażenowania schowałam głowę w pierś Leo. On też nie wiedział co powiedzieć.
- Mamo, my... - zaczęłam się jąkać - my nie...
- Nie?! - tata rozszerzył oczy gniewnie - zepsujesz sobie karierę!
- Tato nie dramatyzuj...
- Jak to nie? Co sobie inni pomyślą? 
- My ze sobą nie sypiamy - odezwał się mój chłopak - obydwoje odetchnęli z ulgą, a mojego brata wyraźnie rozśmieszała ta sytuacja. 
- To dobrze, dobrze - ucieszyła się moja matka. Naszą rozmowę przerwał dźwięk dochodzący z telefonu taty. Odszedł parę kroków od nas i zaczął z kimś rozmawiać. Dobrze wiedzieliśmy o co chodzi. Po paru minutach wrócił.
- Musimy wracać kochanie - zrobił smutna minę - wzywają mnie - i tale z dnia zjazdów - przepraszam Cię córciu - przytulił mnie mocno - obiecuje, że niedługo znowu przyjedziemy.
- I po godzinie znowu będziesz wezwany - mama się nie odzywała, ale podejrzewałam, że w głębi serca przyznaje mi rację. On chyba również. Felix się wkurzył i bez słowa wrócił do akademii. Pocałował tylko w czoło matkę i zniknął. 
- Taka praca łowcy - pokręcił  głową. Poczułam łzy w oczach, ponieważ robiłam wyrzuty ojcu, a w przyszłości będę taka sama. 
- Masz racje - z oczu poleciała jedna kropla. On palcem ją wytarł i uścisnął mnie najmocniej jak się da.
- Kocham Cię Eleanor. Jesteś moją córeczką i nigdy o tym nie zapominaj - słyszałam jak mama płacze. Jak to wróżka, takie sceny ją wzruszają. Uwielbiam to w niej.
Odprowadziłam ich do samochodu i pożegnałam się z każdym osobno. Kiedy odjechali natknęłam się na Kathy. Cholera jasna. 
- Cześć ruda świrusko - popchnęła mnie, a ja spróbowałam się opanować. 
- Czego chcesz? - warknęłam. 
- Zabawić się 
 Wyciągnęła ręce przed siebie i jej oczy zrobiły się fioletowe. Nagle poleciałam do tyłu i uderzyłam w samochód. Czy ja nie mogę mieć spokojnego dnia? Próbowałam wstać, ale znowu poleciałam. Tym razem wleciałam w drzewo. Blond jędza śmiała się w najlepsze. Dzięki magii miała nade mną przewagę, a przynajmniej teraz. Schowałam się za dąb. Gdy nie miała mnie w zasięgu wzroku nie mogła mi nic zrobić. Wdrapałam się na drzewo. Ostatnio często to robiłam i powoli nabierałam coraz lepszą wprawę. Nie widziała tego. Kiedy myślała, że stoję za nim cierpiąca z bólu ja ładnie schowałam się na górze. Nie wiedziała co zrobić, gdy mnie tam nie zobaczyła. Podniosła wzrok ku górze, a ja na nią wskoczyłam i przytrzymałam ręce. 
- Puszczaj mnie szmato! - krzyknęła. 
Jej oczy znowu zrobiły się fioletowe i poleciałam wysoko. Wylądowałam na betonie plecami. Zwijałam się z bólu. Zdałam sobie sprawę, że chce mnie zabić i ta myśl mnie przerażała. Próbowałam się podnieść, ale znowu uderzyłam w samochód. Podchodziła do mnie z wrednym uśmieszkiem gotowa wydobyć z siebie ostateczne zaklęcie. Przede mną stanął jakiś mężczyzna, dziwnie znajomy. Zdawało mi się, że go już widziałam. Kathy się przeraziła jego widokiem i zwiała. Była gotowa mnie zabić, a przeraziła się jakimś kolesiem?! Zrozumiałam czemu kiedy odwrócił się do mnie przodem. Był to demon. Ten sam, z którym rozmawiała Rose. Wstałam gotowa do walki. Kiedy chciałam na niego skoczyć, ktoś chwycił mnie za rękę.
- Zostaw go. On jest po naszej stronie - była to dziewczyna o różowych włosach. Nie wierzyłam jej słowom.
- To przecież demon! - oburzyłam się.
- On nie jest taki jak oni - patrzyła się na mnie błagalnie - zaufaj mi, proszę.
- Rose... -zaczęłam, próbując osłonić ją własnym ciałem.
- On jest dobry - spojrzałam się na demona. Nie atakował, był spokojny i smutny. Zaraz... smutny? Rose była gotowa klęknąć i prosić bym jej uwierzyła. Postanowiłam jeden raz ominąć reguły wpajane od dziecka. Dla Rose. Kiedy się rozluźniłam puściła moją rękę. 
- Jestem Eleanor - wyciągnęłam dłoń w stronę przystojnego demona. 
- Willy - uśmiechnął się niepewnie.
- Dziękuję - szepnęła mi do ucha przyjaciółka.


Macie 11 rozdział? Spodziewaliście się takiego czegoś? KOMENTUJCIE. Im więcej waszych opinii, tym szybciej rozdział.; 3 
Tak przy okazji założyłam nowego bloga z opowiadaniem. "Stracona". Dopiero zaczęłam i zapraszam was na nie. ; 3 Będzie mi miło jeśli również wam się ono spodoba, a wydaje mi się, że  nie jest złe. To zależy od WAS ! ;) 
Kocham was i do zobaczenia w następnym rozdziale .. ; ) 

Szablon wykonała Rowindale dla Zaczarowane-Szablony

wtorek, 30 kwietnia 2013

Versatile Blogger Award



Więc powiem prosto z mostu. Nie kręcą mnie te nominacje, ale cóż. Jak mi je przyznano, to przecież skorzystam. Jestem uradowana tym, że niektórzy doceniają moją pracę więc ta nagroda sprawia mi wielką przyjemność.! 




Zasady:
1. Podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu.
2. Pokazać nagrodę Versatile Blogger Award u siebie na blogu.
3. Ujawnić 7 faktów o sobie. ( :O)
4. Nominować min. 7 blogów, które Twoim zdaniem na to zasługują.
5. Poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów.

Zasady wzięłam od
 
Natalia Anonimowa i Natalia Długajczyk, która mnie również nominowała. DZIĘKUJĘ wam BARDZO :)


Więc 7 faktów o mnie...


1. Trenuję koszykówkę <3
2. Wkurza mnie temat polityki, ponieważ mam to totalnie gdzieś.
3. Zamierzam iść w przyszłości w stronę psychologii.
4. kocham Scoobe Doo! Nigdy z niego nie wyrosnę mimo, że mam 16 lat. xD
5. Nie uznaje zwykłego piwa, tylko smakowe. ; x
6. Moja babcia chowa mi prostownice, bo nie lubi kiedy prostuje włosy.xd
7. Po studiach wyprowadzam się za granicę z przyjaciółką.



No wiec to wszystko. A teraz blogi które nominuję : 

1. You are different, but I love you babe ( Koteczek)
2. Nawet w raju zachodzi słońce ( Le Sherry)
3. Stole my heart ( Natalia Malik) 
 Narazie to wszystkie. ; 3 
Szablon wykonała Rowindale dla Zaczarowane-Szablony

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

10 rozdział



Rozdział 10
Następnego dnia dyrektor zwołał apel. Już cała szkoła dowiedziała się o zaginięciu Mii. Po minie Kathy spostrzegłam cos niepokojącego. Nie była załamana ani zmartwiona, ale radosna. Skomentowała to, że ciągle się jej przyglądam. Przecież każdy martwiłby się o swoją młodszą siostrę. Zapomniałam jednak, iż Kathy jest wiedźmą bez uczuć. Teraz tylko potwierdziła moje przekonania. Leo trzymał mnie za rękę chcąc mnie uspokoić. Co jakiś czas posyłał mnie jakiś uśmiech, który zwalał z nóg. Kochałam tego wampira. Dodawał mi otuchy w złych chwilach, takiej jak tej. Bałam się o los akademii i on o tym wiedział.
- Moi drodzy uczniowie! – wykrzyczał wuj – proszę się uspokoić! – zadrżałam lekko, a nawet nie wiem czemu – pragnę wam oznajmić, że jesteście tu bezpieczni. Niestety ze względu na demony zabraniam jakichkolwiek wyjść. Domyślam się, że wszyscy wiedzą o zniknięciu Mii. Daje wam słowo, że zrobimy wszystko aby ją odnaleźć i sprowadzić całą i zdrową – westchnął zmęczony – to wszystko. Możecie się rozejść.
Wyszłam jako ostatnia, ponieważ nie śpieszyłam się. Chciałam zostać z Leo i czuć się bezpiecznie. Spojrzałam się na niego spode łba i poprosiłam by poszedł się ze mną przejść. Nie musiałam prosić go dwa razy. Jak zwykle miły, otwarty i kochany. Cud chłopak. Poszliśmy do ogrodu usiąść i pobyć ze sobą. Zauważyłam, że spędzamy ze sobą dość mało czasu i to mnie martwiło.
Leżeliśmy wtuleni do siebie na trawie rozmawiając o pierdołach. Co jakiś czas opowiadał jakieś głupie żarty, które mnie „rozśmieszały”. Mogłam zapomnieć o tych wszystkich demonach, porwaniach i morderstwach, a przynajmniej na jakiś czas.
- Jak twoi rodzice? – zapytałam. Jak już wspominałam wcześniej nie akceptowali jego diety.
- Nic nowego. W ogóle się nie odzywają. Mają mnie gdzieś – myślami był już gdzie indziej – takie życie – skomentował, jednocześnie zakończając temat.
Moją uwagę przykuła Rose, która siedziała na murze i z kimś rozmawiała. Postanowiłam zobaczyć kto miał ten zaszczyt. Wspięłam się po cichu na drzewo każąc Leo zamilknąć. Za granicą naszej akademii stał wysoki, umięśniony mężczyzna, którego włosy miały barwę ciemnego blond. Musiałam przyznać, że był przystojny. Dziewczyna o różowych włosach śmiała się i widać było, że mile spędza czas. Jednak kiedy na czole tego mężczyzny zobaczyłam malutkie rogi zaniemówiłam. Wspięłam się wyżej, ale stanęłam na kruchej gałęzi i zaraz poleciałam na sam dół czując, że na nodze pojawi się wielki siniak. Na moje nieszczęście przy spadaniu krzyknęłam i Rose to usłyszałam. Zdążyłam się ukryć za krzakami, ale Leo nie miał takiego szczęścia. Dziewczyna zeskoczyła szybko z muru i krzyknęła jakieś niezrozumiałe pożegnanie Podbiegła do mojego chłopaka i zaczęła się na niego drzeć.
- Co tu robiłeś?!
- Spaceruje – odpowiedział krótko – w końcu to teren szkoły.
- Co widziałeś?
- Tylko jak siedziałaś na murze. Wiesz, że to niebezpieczne – pouczył ją. Słowo daje, że jakby mogła to zabiłaby go wzrokiem.
- Zachowasz to dla siebie? – poprosiła go robiąc minę niewinnego szczeniaczka.
- Oczywiście – Kiwnęła mu głową i odeszła. Poczekałam aż zniknie i wyszłam zza krzaków.
- Dziękuję, że mnie nie wydałeś – obdarowałam go całusem w usta.
- Co tam robiła?
- Rozmawiała z demonem – patrzyłam się na mnie z niedowierzaniem. Nie mógł w to uwierzyć, zresztą sama nie potrafiłam.
Tyle by było z naszego dnia. Wróciliśmy do naszych kwater, gdzie na mnie czekał jeszcze trening. Wzięłam torbę i  podążyłam do dali gimnastycznej gdzie czekał już na mnie Simon. Siedział na parapecie i spoglądał na krajobrazy za oknem. Usłyszał kiedy weszłam, ale chwile odczekał. Rzuciłam torbę w kąt i stałam w miejscu zastanawiając się ile jeszcze mam czekać. Zeskoczył zwinnie i posłał mi uśmiech na przywitanie.
- Gotowa na dzisiejszy trening?
- Jak zawsze
Wziął mnie na bieżnie. Przez całe dwie godziny musiałam skakać przez specjalne przepaście. Każda była szersza od drugiej i nie obyło się bez mojej wpadki. Przy ostatnich trzech dziurach wleciałam. Byłam już cała w błocie co mnie jeszcze bardziej denerwowało. Simon śmiał się ze mnie mówiąc, że jestem cienka i do twarzy mi w brązie. Pod koniec treningu udało mi się przeskoczyć wszystkie i pod wpływem emocji rzuciłam się na plecy mojego trenera. Wtuliłam się w  niego, a on odwzajemnił mój uścisk. Gdy dotarło do mnie co ja wyczyniłam odsunęłam się i zaczęłam się śmiać. Czułam jego perfumy, które doprowadzały mnie do obłędu. Po wszystkim poszłam do pokoju gdzie siedziała Carolyn. Zaskoczyło mnie to, iż siedziała z moim bratem i nawet mnie nie zauważyli. Skoczyłam na łóżko tak by mnie spostrzegli.
- Cześć piękna! – uściskała mnie przyjaciółka. Felix był wyraźnie zawiedziony moim przybyciem.
- Przerwałam wam w czymś? – posłałam im szyderczy uśmieszek.
- Skądże znowu – odpowiedział Felix – Ale dobrze by było gdybyś się poszła jeszcze przejść  - zaśmiał się, a ja pokazałam mu język.




Co sądzicie o tym rozdziale i o nowym wyglądzie bloga ? Może być ? Mam nadzieje, że was nie zawiodłam, bo starałam się sprostać waszym oczekiwaniom. Chciałabym zaprosić was również na mojego drugiego bloa "Niewidoczny". Był to mój pierwszy i troszeczkę go zaniedbałam. Więc serdecznie was pozdrwiam i życzę miłego dnia. ; )

Szablon wykonała Rowindale dla Zaczarowane-Szablony

sobota, 6 kwietnia 2013

9 rozdział


Rozdział 9
Czekaliśmy całą paczką już na naszych opiekunów pod budynkiem, ale jak zobaczyłam kogo nam przydzielili kompletnie mnie zatkało. Nie było ich w dodatku dwóch, a trzech. Simon, Nicholas i mój tata ! Sądziłam, że zapadnę się pod ziemie. Podeszli w trójkę i uśmiechali się w przeciwieństwie do mnie. Nie byłam zadowolona faktem, że mój tatuś ma iść ze mną na zakupy i jeszcze ma nas chronić. Miałam ochotę udusić tego, kto nam go przydzielił.
- Co tu robisz ?! – Wykrzyczałam ledwo hamując nerwy.
- Alan powiedział mi o Twojej wycieczce i pomyślałem, że ucieszysz się – Posłał mi bardzo, a nawet za bardzo szeroki uśmiech. Dobrze wiedziałam, że to nie było jego zamiarem, ale postanowiłam odpuścić. Westchnęłam głęboko i spojrzałam się na niego surowym wzrokiem.
Bus już na nas czekał.  Z przodu usiadł mój tata z Simonem i Rose (Dogadała się tak z Łowcami, ponieważ nie toleruje tylnych siedzeń). W drugim rzędzie siedziała Carolyne, Peter, Felix i Lucy, a w trzecim Alice, Leo i Tony. Ja musiałam siedzieć z tyłu z Nicholasem.  Wkurzyłam się, ponieważ ojciec stwierdził, że ja nie będę siedzieć koło Leo i muszę być pod czyimś nadzorem. No i tak się składa, że padło na Nicholasa.
- Co powiesz młoda ? – Zaczął blondyn. Spojrzałam się na niego od niechcenia.
- A jak myślisz ? Mam za opiekuna mojego tatulka – Powiedziałam tak, by nikt inny nie usłyszał – Miał to być miły wypad.
- A nie jest ?
- Nie – Odwróciłam się w stronę szyby.
- Dasz radę – Zaśmiał się, a ja mu na to odpowiedziałam wymuszonym uśmiechem.
Dojechaliśmy do centrum w godzinę. Postanowiliśmy się podzielić na dwie grupy. Pierwsza składała się chłopców, druga z Lucy, Rose i Alice, a trzecia z Carolyn i mnie. I oczywiście inaczej być nie mogło – tata chodził  z nami. Patrzyłam się błagalnym wzrokiem na Simona, a on tylko wzdrygnął ramionami.  Poszliśmy więc na kebab, który uwielbiałyśmy. Nasz opiekun stał koło nas i rozglądał się za ewentualnym niebezpieczeństwem. Naszym następnym celem był sklep z sukniami. Moja przyjaciółka upatrzyła sobie białą sukienkę sięgającą do kolan, która była idealnie do jej ciała przypasowana. Krój był prosty, nie miała na sobie żadnych ozdób, a dekolt sięgał jej prawie do pępka. Musiałam przyznać, że wyglądała ślicznie. Natomiast ja wzięłam sobie czerwoną suknie, która dotykała podłogi z nacięciem przy prawej nodze. Miała mały dekolt i złoty łańcuch w pasie. Patrząc na mojego rodzica widziałam, że nie jest zadowolony wyborem kreacji, ale ja to miałam głęboko gdzieś.
Całą grupą umówiliśmy się w salonie gier. Tony już na wejściu robił rzuty do kosza, Alice i Lucy tańczyły na macie do piosenki, której w ogóle nie znałam, Rose grała z Peterem w cyber game, mój brat z Leo „jeździli” na motorach, a moja przyjaciółka strzelała do ptaków. Przypomniałam sobie, że miał być ten cały Carol i owszem, był. Stał i oglądał jak dziewczyny tańczą. A ja ? Ja szczerze mówiąc nie miałam ochoty na zabawę. Wyszłam z salonu i usiadłam sobie na murku. Miałam ochotę wrócić do akademii i iść spać.
- Żelka ? – Usłyszałam znajomy mi głos, który należał do Simona. Wzięłam od niego długiego czerwonego węża i go zaczęłam jeść. – Jak Ci mija wycieczka ?
- Cudownie, wręcz wspaniale – Wzięłam kolejnego gryza – A Tobie ?
- Ja jestem tu na służbie, ale można powiedzieć, że dobrze – Wydał z siebie słodki chichot – Chcesz się przejść ? – Zaproponował, a ja przyjęłam jego propozycje.
- Kiedy wracamy ? – Zapytałam.
- Za godzinę. Nie podoba Ci się ?
- Nie to, że mi się nie podoba, ale nie sądziłam, że będzie ojciec – Patrzył się na mnie przez dłuższą chwilę. Nic nie powiedział.
Kiedy przechodziłam przez pasy zamyśliłam się i odcięłam od rzeczywistości. Nie słyszałam trąbienia samochodu, ale poczułam chwyt mojego trenera i upadek na ziemie. Wylądowaliśmy w samą porę na chodniku, a on leżał całym ciałem na mnie. Jego usta dzieliły moje zaledwie kilka centymetrów.  Czułam na sobie jego oddech i wzrok. Jego dłoń delikatnie muskała mój policzek , a druga trzymała mnie w pasie. Usłyszałam tylko głos rozwścieczonego kierowcy, który krzyczał „wariatka!”. Olałam to, liczył się tylko moment kiedy Simon był tak blisko mnie. Nie potrzebowałam nic innego i marzyłam o tym by mnie pocałował… zaraz ! Stop ! Mam chłopaka. Leo. O czym ja myślę ?! Miałam już mu kazać zejść, ale nie mogłam, bo czułam, że on również pragnął tego co ja. Patrzyłam się w jego nieziemskie szare oczy. Za każdym razem mnie zachwycały. Powoli się do mnie przybliżał, ale powstrzymał się i wstał. Podał mi rękę, by pomóc mi wstać.
- Nic Ci nie jest ? – Zapytał troskliwie, ale słychać było jego drżenie w głosie.
- Nic.
Tym o to sposobem zakończył się nasz wypad. Wróciliśmy do Akademii z naszymi zakupami. Byłam tak pochłonięta chwilową bliskością Simona, że nie pożegnałam się z nikim i poszłam prosto do mojego pokoju. Najnormalniej w świecie się położyłam. Nie poznawałam siebie, naprawdę.
***
Była niedziela więc dzień wolny od zajęć. Poszłam na dach akademii gdzie czułam się najlepiej, gdzie mogłam pobyć chwile sama.  Znowu myślałam o momencie kiedy Simon leżał na mnie i spoglądaliśmy w swoje oczy. To było magiczne uczucie, którego chyba nigdy nie przeżyłam… nawet z Leo. Walnęłam się w głowę, by wyrzucić tą myśl z głowy, ale nie podziałało.  Zachowuje się jak głupi bachor, który zauroczył się w własnym nauczycielu. Co za bezsens. Usłyszałam piosenkę kapeli Three Days Grace, która wydobywała się z mojego telefonu. Na wyświetlaczu wyskakiwał napis  LEO. Cudownie – pomyślałam. Nacisnęłam lewy przycisk.
- Tak ? – Odezwałam się.
- Chodź szybko do biblioteki. Kolejna ofiara – Oznajmił mi krótko. Na sam wyraz OFIARA otrzeźwiałam i zaczęłam myśleć racjonalnie.
- Już idę – Rzekłam i pobiegłam do biblioteki gdzie wszyscy już siedzieli.
Usiadłam na kanapie przy moim chłopaku i czekałam, aż ktoś się odezwie. Bezskutecznie.
- Więc ? – Zaczęłam pierwsza.
- Łowcy znaleźli ją przybitą do muru – Odpowiedział mi Felix.
- A dokładniej ?
- Na czole numer 5.  Nazywała się Veronica Motonez i miała 80 lat.
- Z Hiszpanii – Dopowiedział Peter.
- Coś jeszcze wiadomo ?
- Zniknęła kadetka naszej akademii – Nie wierzyłam. Spojrzałam się na Leo, który to powiedział – Mia Anderson.
- Przecież do siostra Kathy ! - W tej chwili wiedziałam tylko jedno. Teraz nawet tutaj nie jest bezpiecznie.




Jeśli fajny dawaj komentarz ! Każda opinia jest dla mnie ważna ! ; ))

Szablon wykonała Rowindale dla Zaczarowane-Szablony

wtorek, 2 kwietnia 2013

8 rozdział


Rozdział 8
    Obudziłam się w białym pokoju powoli przywracając sobie pamięć. Nade mną stał wujek z paroma Łowcami w tym Simon i Carolyne z Leo. Kiedy chciałam usiąść, zakręciło mi się w głowie i bezwładnie opadłam znowu na łóżko.
- Jak się czujesz ? – Spytała moja przyjaciółka. Trochę to potrwało za nim odpowiedziałam.
- Jakbym przywaliła głową w mur.
- Bo przywaliłaś, ale w fontannę. – Zaśmiała się. Przypomniałam już sobie wszystko. Od przybycia Demona po słowa Simona „dobra dziewczynka”.
- Co z Demonem ? – Zapytałam.
- Uciekła. – Westchnął wujek. – Byłaś naprawdę odważna. – Pochwalił mnie. – Obroniłaś wampira i stanęłaś do walki z Irene. Wiesz, że to jeden z najniebezpieczniejszych demonów ?
- To wina Simona. – Próbowałam wstać oburzona. Mój trener patrzył się==]
a mnie zdziwiony. – Dogoniłbyś ją gdybyś mnie tam zostawił !
- Uspokój się. – Wtrącił się Leo. – Gdyby nie on to nie wiadomo czy byś to przeżyła. Naprawdę nieźle oberwałaś. Lekarz mówił, że straciłaś mnóstwo krwi.
- A ją się jeszcze złapie. – Pogłaskał mnie po głowie wuj. – Zadaniem Simona jest również pomagać innym. 
 Spojrzałam się na mojego wybawcę. Stał na drugim końcu pokoju nie angażując się w rozmowę.  Byłam wkurzona, że przeze mnie uciekła ta cała Irene. Gdybym była bardziej wyszkolona… Nie spodziewałam się jednak tutaj moich rodziców.
- Eleanor kochanie, nic Ci nie jest ?! – Pytała się spanikowana matka przy wejściu. Podbiegła do mnie i dotknęła mnie w policzek.
- Nic mi nie jest mamo.  – Posłałam jej uspokajający uśmiech. Spojrzałam się na mojego zatroskanego ojca. Chciałam go już przeprosić, że zawiodłam, ale on mi nie pozwolił dojść do słowa.
- Dobrze, że nic Ci nie jest. Nawet nie wiesz jak się martwiłem kiedy Alan do nas zadzwonił. Jestem z Ciebie dumny. – Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia. – Zachowałaś się jak prawdziwy Łowca Demonów. – Podszedł do mnie i ucałował mnie czoło. Jednak zaraz zadzwonił jego telefon.  – Zaraz wracam. – Oznajmił i wyszedł z pokoju.
- A Ty ? – Zwróciłam się do mojego chłopka – Jak się czujesz.
- Ja tylko zwiałem – Uśmiechnął się – Nic mi się przecież stać nie mogło.  A Ty nieźle jesteś poturbowana.
- Tak szybko się mnie nie pozbędziecie – Leo pocałował mnie w policzek i potargał dłonią włosy, a do pokoju wrócił mój tata.
- Muszę wracać – Westchnął – Odwieźć Cię do domu czy chcesz tu zostać ? – Spytał się mamy.
- Przyjedź po mnie jak skończysz łowy
 Była zła. Wkurzyła się, że ojciec znowu musiał zająć się demonami. Widać było, że jej to nie odpowiada. Jeśli by to od niej zależało dawno skończyłby służbę. Jednak nie od niej to zależało. Niestety. Matka pocałowała go na pożegnanie, a on powtórzył ten sam gest na mnie. Podał rękę wujkowi i Łowcą. Na koniec powiedział jeszcze „trzymaj się” i zamknął za sobą drzwi.
- Eleanor powinna raczej odpoczywać – Odezwał się po raz pierwszy Simon. Spojrzałam się na niego i chciałam coś powiedzieć, cokolwiek. Nie mogłam, bo nie wiedziałam co.
- Ma racje – Zatwierdził jego słowa wujek – Prześpij się, bo jutro wracasz normalnie na lekcje.
 Kiwnęłam głowa i odwróciłam się na bok. Zamknęłam oczy, ponieważ chciałam zasnąć. Czekałam aż wszyscy wyjdą, a jak to zrobili nie potrzebowałam dużo czasu by pogrążyć się we śnie.
***
Minął tydzień, a ja wciąż w głowie miałam jedno i to samo wydarzenie. Walka z Irene. I to jaka walka ?! Przegrana, bo jakby inaczej. Wszyscy wypytywali jak to jest pojedynkować się ze strasznymi demonami, a ja odpowiadałam jednym i tym samym – Nic miłego. Prawdą jest to, że bałam sie jak cholera. Nic w tym dziwnego przecież. Strach jest dobry, a przynajmniej ja tak uważałam. Jest tak jakby cechą życia, bo jak się nie żyje to się nic nie czuje. Prawda ? „Strach to suma tego, co jest i co może się zdarzyć.
Miałam akurat łucznictwo. Trzeba przyznać, że nie byłam w tym dobra, ale jakoś dawałam rade. Musiałam wcelować w drzewo oddalone jeden kilometr. Byłam mocno skupiona i skoncentrowana. Naprężyłam łuk i wpatrywałam się mój cel. Czekałam na polecenie, a kiedy je dostałam puściłam cięciwę i strzała poleciała. Niestety nie trafiłam i z moich ust wydobyło się kilka cichych wulgaryzmów.
- Gdy puszczasz cięciwę automatycznie Twoja ręka przesuwa się w prawo  – Powiedział mi profesor Stephen. Był zmiennokształtnym i mistrzem w tej dziedzinie – Musisz bardziej panować nad chwytem.
- Dziękuje za wskazówkę profesorze – Odpowiedział mi uśmiechem i poszedł do innego ucznia.
Przyglądałam się innym kadetom i całkiem nieźle sobie radzili. Carolyne trafiała za każdym razem i Stephen nie miał co do niej żadnych spostrzeżeń. Wzięłam kolejną strzałę i znowu wycelowałam. I znowu niecelnie.  Tak się składa, że do osób cierpliwych to ja nie należę i ze złości złamałam łuk na dwie części, a następnie rzuciłam nim najdalej jak potrafiłam. I tyle z mojej lekcji łucznictwa – stwierdziłam.
Kolejną moją lekcją była historia z wujkiem. Siedziałam w ostatniej ławce tradycyjnie z współlokatorką i gryzłam długopis. Wypytywała się o Felixa, a na lekcje spóźniła się Kathy.
- Przepraszam za spóźnienie panie dyrektorze, ale no wiem pan – Próbowała wymyślić jakąś kiepską wymówkę – byłam w bibliotece
- Jasne – Nie wierzył jej, ale nie chciało mu się robić awantury na lekcji – Siadaj i zostań po lekcji.
Spoglądała się na mnie pełnym nienawiści wzrokiem.
- Pewnie galerie jej zamknęli i skończyli się klienci
Powiedziałam tak, by mnie usłyszała, a przy okazji również klasa. Jak ręką zasiał zaczęli się śmiać, a ja z nimi. Moja przyjaciółka przybiła mi piątkę mówiąc, że to mi się udało. Natomiast Kathy gdyby mogła zamieniłaby mnie w ropuchę jak to prawdziwa wiedźma. Jednak wujek nie podchwycił żartu i mi też kazał zostać po zajęciach.
Po dzwonku usiadłam przed biurkiem i czekałam na kazanie. ]
- Szmata – Warknęła czarownica.
- Galerianka – odpowiedziałam. Dyrektor przypatrywał nam się surowo i w końcu się odezwał.
- Po pierwsze. Nie życzę sobie spóźnień na moje lekcje – Wpatrywał się w Kathy, a potem swój wzrok przeniósł na mnie – Po drugie, nie życzę sobie takich szczeniackich tekstów.
- Dobrze, rozumiem. Mogę już iść, ponieważ mamy luch ? – Spytałam się i zrobiłam maślane oczka. On kiwnął głową, ale pustej blondynce kazał zostać choć nie wiem po co.
Podążyłam więc do stolika przy którym wszyscy już czekali. Usiadłam i zabrałam się za jedzenie kanapek.
- Co tam u was słychać ? – Zaczęłam.
- Idziemy jutro po zajęciach do centrum. Dostaliśmy już nawet zgodę – Podniecała się Lucy.
- Przydzieli nam dwóch łowców – Zaśmiał się Felix. – Dziwie się, że tak mało jak na nas.
- Daj spokój. Cud, że w ogóle nas wypuścili – Powiedział z pełnymi ustami Peter.
- Masz racje – Przyznałam – po tych atakach i morderstwach to rzeczywiście cud. Przynajmniej kupie sobie sukienkę.
- Masz przecież tą niebieską – Przypomniała mi Carolyne.
- Ale nie chce iść w niej. Wole zostawić ją na wyjątkową okazję.
- Napisałam już do Carola i on również będzie.
 Pochwaliła się Alice, a Tony najnormalniej w świecie wstał i wyszedł. Postanowiłam wybiec za nim. Wołałam go, ale on to miał najnormalniej w świecie w dupie. Szarpnęłam nim, by się zatrzymał.
- Przestań się dąsać. Alice jest szczęśliwa, nie cieszy Cię to ?
- Nie ze mną. – Wyżalił się – Wiesz jakie to trudne słuchać ciągle o Carolu i udawać, że wszystko jest ok?
- Wiem o tym, ale…
- Nic nie wiesz ! – Krzyknął – Masz chłopaka, który Cię kocha i Ty go. Ja nie ! Więc nie gadaj mi głupot, że wiesz, bo to nie prawda. Kocham ją, a ona w ogóle tego nie zauważa i gada cały czas o nim jaki jest wspaniały, czuły, kochany . Ja już tego nie wytrzymuje, rozumiesz ?!
Wzięłam go w swoje objęcia i pocieszałam. Czułam jego łzy na swoim ramieniu. Pozwoliłam się mu wypłakać. Jesteśmy przyjaciółmi i dręczyło mnie to, że nie mogę z tym nic zrobić.



 _____________________

No macie 8 rozdział. Podoba się ? Komentuj ! Sprawisz mi tak tylko przyjemność 

Tak przy okazji życzę wam wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia i dużooooo radości. Mnóstwo prezentów i w  ogóle. Wiem, że spóźnione, ale szczere.  ; ) 

Szablon wykonała Rowindale dla Zaczarowane-Szablony
>