niedziela, 26 maja 2013

13 ROZDZIAŁ

Rozdział 13
Dochodziła północ, a ja czekałam przy murze na Rose. Miałyśmy spotkać się z demonem i kiedy mijały kolejne minuty, byłam coraz bardziej zaniepokojona. Powinnam pójść do wujka i zgłosić mu to, Łowcy zabiliby go i wszystko byłoby w jak najlepszym porządku. Niestety ja zawsze wybieram najtrudniejsze wyjścia. Najwidoczniej tak musi być i nie ma innego wyjścia.
Kiedy zjawiła się Rose, jednym uchem przeskoczyłyśmy mur. Było ciemno, przez co liczba strażników zwiększyła się i wydostanie się stąd było niebezpieczne. Kiedy usłyszałam kroki, schowałyśmy się w krzakach.  Leżałyśmy w nich skupione i ciche czekając aż znowu będzie pusto. Po chwili sprintem ruszyłyśmy na wyznaczone miejsce. Nieraz musiałyśmy uważać, bo o mało co nie wpadłyśmy w Łowce. Na nasze nieszczęście zauważał nas, a ja musiałam go ogłuszyć.
- Cholera, rozpoznał nas – sapnęłam.
- Spokojnie – usłyszałam głos przyjaciółki. 
Rose ukucnęła przy nim i położyła dłoń na jego czole. Następnie zamknęła oczy i drapnęła go lekko swoim czerwonym paznokciem. Dmuchnęła na zadrapanie i go zostawiła. Przyglądałam się scenie zaniepokojona, ponieważ nie wiedziałam co ona robi.
- Kiedy się obudzi będzie myślał, że spotkał dwie kobiety. Zupełnie różniące się wyglądem od nas. Miejmy tylko nadzieje, że pomyśli o demonach – odpowiedziała, wyprzedzając moje pytanie.
- Ty umiesz…
- Potrafię przekształcić czyjeś wspomnienia. Oczywiście nie ich przebieg, ale wygląd – uśmiechnęła się skromnie – prorocy mają swoje sztuczki.
- Chodźmy za nim się przebudzi – wskazałam na niego i ruszyłyśmy dalej.
Willy już tam na nas czekał z zaniepokojonym wyrazem twarzy. Rose rzuciła się na niego i ucałowała w policzek. Ja jednak stałam w bezpiecznej odległości, gotowa na atak.
- Lękałem się, iż was złapali – w jego głosie słychać było ulgę.
- Blisko było – warknęłam. Rose obdarzyła mnie karcącym spojrzeniem.
- Przepraszam za El, całe życie była szkolona…
- Wiem. Każdemu demonowi należy się śmierć – głęboko westchnął i wypuścił z objęcia moją przyjaciółkę i po chwili skrzyżował ręce – doskonale Cię rozumiem, sam tak samo bym się zachowywał.
- Jednak nadal nie mogę w to uwierzyć – stanęłam bliżej proroczki – nigdy nie słyszałam o dobrych demonach.
- Bo jesteście ślepo zapatrzeni w to, w co was wpajano od narodzin. Owszem zdecydowana większość nie mają serca, ale istnieją tacy, którzy je mają.
- Dlaczego tak jest? – zapytałam.
- Gdy Cię przemieniają myślisz tylko o pożywianiu się ludźmi. Brakuję Ci energii życiowej, bez której nie możesz normalnie funkcjonować. Bez niej cierpisz, masz wrażenie że umierasz, ale nie możesz. Czym więcej zabijesz ludzi, tym bardziej stajesz się bezduszną bestią.
- Ile?
- W praktyce wystarczy piętnastu – odpowiedział tak, jakby było to normalne – wiem, brzmi to dziwnie, wręcz idiotycznie. Niestety takie są realia.
- Nie próbowaliście udowodnić tego, iż jesteście inni? – wtrąciła się Rose.
- Niektórzy próbowali – zaśmiał się smutno i wpatrywał się w ziemie – zapłacili życiem.
- Eleanor, Ty możesz coś zdziałać! – na jej twarzy zrodziła się nadzieja – masz wpływowego ojca, uwierzy Ci, pójdzie do innych…
- Rose… - zaczęłam – nikt mi nie uwierzy.
- Uwierzą, zobaczysz.
- Ona ma racje – chwycił ją za dłonie Willy – nic na szybko, ok?
- El, przecież masz wpływy! Jesteś córeczką tatusia…
- W tej kwestii nic nie zdziałam, przykro mi – oparłam się o drzewo bezradnie.
Było mi źle z tym, że nie mogłam pomóc dziewczynie. Tak bardzo chciałam… Jednak nadal  nie ufałam jemu, po prostu nie umiałam. Owszem, uwierzyłam mu, ale jakiś wewnętrzny głos kazał mi go zabić. Mówił, że jest zły i nas zabije. Miałam ściśnięte pięści z całej siły, przez co paznokciami wbiłam się w skórę i poleciała krew.
Szelest liści.
Instynktownie się odwróciłam i spostrzegłam obcą mi postać. Kolejny demon – pomyślałam.
- Uciekajcie! – usłyszałam krzyk Willy’ego.  Rzuciłam z siebie parę wulgaryzmów i szarpnęłam Rose, by dotrzymywała mi tępa w biegu.
- A co z Willym? – wysapała.
- Da sobie rade.
Uciekałyśmy słysząc za sobą pościg, który deptał nam po pietach. Rose była coraz bardziej zmęczona i wiedziałam, że nie damy rady uciec. Zatrzymałam się więc i kopnęłam przeciwnika w brzuch. Nie dałam mu czasu na namysły, rzuciłam się na niego i zaczęłam okładać go rękami. On jednak chwycił mnie za nadgarstek i rzucił za siebie prosto w drzewo. Demon był wyraźnie rozwścieczony i spragniony energii życiowej.
- Biegnij Rose i wezwij pomoc! – rozkazałam jej i wdałam się w bój z bestią dwa razy większą ode mnie.
Miał jakieś dwa metry wysokości i wyrobione mięśnie. Jego włosy były kruczoczarne, a oczy czerwone. Wymierzyłam mu kopniaka w biodro i w kark, a ten zawył rozwścieczony.
- Suka! – syknął groźnie i jego pięść uderzyła mnie w mostek.
Cofnęłam się i na chwile oparłam o drzewo. Uspokajałam oddech i podniosłam z ziemi kawałek kory z ostrym końcem. Ruszyłam biegiem na przeciwnika i moją broń wbiłam mu w obojczyk. Krzyknął głośno z bólu i jednym ruchem wyjął drewno z siebie i celował prosto w moje serce, cudem udało mi się zrobić unik. Z jego rannego obojczyka lała się krew i widać było, że go osłabiłam. Zwinnie broniłam się przed jego atakami. Nie miałam żadnej broni, dzięki której mogłabym go zabić więc została mi tylko walka i nadzieja, że Rose zdąży wezwać pomoc. Gdy poczułam drzewo za plecami czekałam aż demon ruszy w moją stronę, tak też się stało, a ja chwyciłam się grubej gałęzi nade mną i szybko podciągnęłam się na nią. Ten uderzył głową i zachwiał się. Zeskoczyłam na niego i z całej siły z pół obrotu uderzyłam go w miejsce, w które oberwał z własnej głupoty. Udało mi się go obezwładnić na jakiś czas, a następnie zaczęłam uciekać. Byłam już cholernie zmęczona, obolała i przewrażliwiona. Kiedy okazałymi się mury akademii odetchnęłam z ulgą. W pewnym momencie wpadłam na kogoś i krzyknęłam ze strachu z obawy, że tamten się przebudził i złapał. Kiedy zrozumiałam, że to Nicholaus zaczęłam się uspokajać.
- Witaj grzesznico – trzymał mnie w szczelnym uścisku i wpatrywał się zaniepokojony i rozbawiony.
- Cześć, cześć – posłałam mu niewinny uśmiech – Rose jest cała i zdrowa? – zapytałam.
- Tak, wpadła na mnie i powiedziała o waszym nocnym spacerze.  Przecież jakbyście poprosiły poszukałbym tego całego mchu dla was! – chciałam wybuchnąć śmiechem. On naprawdę uwierzył w to, że poszłyśmy szukać jakiegoś durnego mchu?
- Przepraszam – powstrzymywałam się od parsknięcia.

- Już dobrze, dobrze. Dzięki temu, że Cię lubię zostawię to bez większego rozgłosu – puścił mi oczko – ale żeby mi to było ostatni raz! – kiwnęłam posłusznie głową, wiedząc, że kłamię – wracajmy zanim ktoś nam złoży niespodziankę. 




Koniec rozdziału ! ; )  Co sądzicie  ? Udał się choć troszeczkę ? ; )


PS ZAPRASZAM NA MOJE NOWE OPOWIADANIE ! ! !
MAM NADZIEJE, ŻE TAK JAK POKOCHALIŚCIE PRZYGODY ELEANOR, TAK POKOCHACIE BIRGIT ;)) 
ZAPRASZAM WAS KOCHANI ! ; )))
Szablon wykonała Rowindale dla Zaczarowane-Szablony

niedziela, 5 maja 2013

12 rozdział

Rozdział 12
Szłam właśnie na trening z Simonem, co mi się na prawdę nie uśmiechało. Miałam spuszczony łeb i zastanawiałam się nad tym demonem. Czy to możliwe, by moje wierzenia, które wpajano mi przez całe życie legły w gruzach? Nie ufałam mu. Najbardziej wściekałam się na Rose. Dlaczego spiknęła się z Willym? Co jest w nim takiego, że go obroniła, albo że jest wart życia i zaufania? Tego zamierzałam się dowiedzieć później. 
Weszłam właśnie do sali, gdzie jak zwykle czekał mój trener, ale tym razem nie sam. Obok niego stała Olivia. Puściłam cicho z ust parę wulgaryzmów i niechętnie podążyłam w ich stronę. 
- Jestem - mruknęłam. 
- Nie da się Ciebie nie zauważyć - zaśmiał się, a blondynka uwieszała się na nim wyraźnie napalona. Było mi niedobrze.
- Super - zwróciłam się tym razem do Olivii - To jest trening, nie pokaz mody - Simon skarcił mnie wzrokiem.
- Wiem, wiem, ale po prostu jestem ciekawa jak sobie radzisz - puściła narzeczonego i położyła dłoń na moim ramieniu, którą po chwili zrzuciłam - jeśli to jakiś problem mogę iść do pokoju.
- To dobry pomysł - odwróciłam się od nich i zaczęłam robić samodzielną rozgrzewkę - nie przeszkadzaj sobie, sama poprowadzę swój trening - powiedziałam głośno. Kątem oka zauważyłam, że się całują i Olivia zwróciła się do wyjścia. Wydawało mi się, że na twarzy Simona zobaczyłam ulgę. Możliwe jednak, że mi się przywidziało. 
Dzisiaj Simon poświęcił się gibkości. Byłam cała obolała, bo nie była to moja mocna strona. Musiałam samymi nogami przemieszczać się po linię, która zawieszona była przy suficie. I nie żebym mogła chodzić. Liny były dziwnie ułożone, praktycznie cały czas byłam w pozycji szpagat. Pochwa mnie już cholernie bolała, więc kiedy Simon powiedział, że to już koniec treningi odetchnęłam z ulgą. Jednak noga wysunęła się z liny i upadłam na plecy wyjąc z bólu. Mój mentor szybko podbiegł do mnie i chwycił w ramiona. 
- Eleanor, nic Ci nie jest? - widać było, że się martwi, ale ja nie miałam siły odpowiedzieć. Oparłam się na łokciach i próbowałam wyswobodzić się z jego uścisku - leż - rozkazał. Przyciągnął mnie bliżej i czułam jego zapach. Po moim policzku spływała łza, którą on otarł.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? - wysapałam. Dobrze wiedział o co mi chodzi, odwrócił wzrok i przycisnął mnie mocniej. 
- Nie mówmy o tym teraz.
- Jak nie teraz to kiedy? - nie dawałam za wygraną. Plecy nadal mnie bolały, a łzy i tak same leciały.Jego palce wbiły mi się w ramiona, nie panował nad sobą.
- A Leo? - teraz to ja odwróciłam wzrok.
- Ty o nim wiedziałeś - szepnęłam - ja o niej nie - w tym momencie zrobił coś co ukoiło cały mój ból, rozpacz i strach.
 Pocałował mnie czule. Odwzajemniłam jego pocałunek. Jego dłoń muskała mój policzek. Moja ręka dotknęła jego piersi. Miałam wrażenie, że straciłam grunt, unoszę się w powietrzu. Nasz pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny. Mogłam dotykać tych warg całą wieczność, nic się nie liczyło tylko on. Wiedziałam, że czuje to samo co ja. Coraz bardziej go pożądałam, jego ręce powędrowały na moje biodra. Boże jak ja go pragnęłam! Mimo wszystko on pierwszy się opanował i odsunął ode mnie. Jego ciało drżało i patrzył się w moje oczy. Nie żałował. Nie mógł się ruszać, a mój ból znów powrócił. Próbował się opanować, co przychodziło mu z trudem. Chwycił mnie za rękę i mocno ją trzymał, nie puszczał. 
- Eleanor... - zaczął niepewnie - przepraszam...
- Nie przepraszaj - przyłożyłam mu palec do ust - wiem, że to się więcej nie powtórzy, wiem - znowu byłam bliska łez - ale nie przepraszaj, bo to zniszczy moje wspomnienie - przytulił mnie mocno, a ja pozwoliłam na sobie chwilę słabości. Płakałam, a on głaskał mnie po włosach. Wiedziałam, że zaraz będę musiała wracać i udawać, że nic się nie wydarzyło. 
- Przepraszam, że nie powiedziałem Ci o Olivii - szepnął mi do ucha, a jego oddech muskał moją skórę. Nie mogłam uwierzyć w to co się wydarzyło. Odsunęłam go i pocałował w policzek, a następnie wyszłam starając się nie reagować na ból w plecach. Spostrzegłam jego smutny wzrok odprowadzający mnie do wyjścia. 
***
Wróciłam do pokoju szykując się na lekcję biologii. Carolyne rozmawiała przez telefon z moim bratem i nie zwracała na mnie uwagi. Zauważyła mnie dopiero jak się rozłączyła. 
- Jak trening? - spytała z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Spadłam na plecy i trochę bolą - skrzywiłam się. Oczywiście nie powiedziałam jej reszcie.
- Nie ma dnia byś nie zrobiła sobie krzywdy - zaśmiała się. 
- Jak Felix? - zmieniłam temat skutecznie.
- Zaprosił mnie na piknik - teraz to ja wybuchnęłam śmiechem. Nie mogłam sobie wyobrazić brata urządzającego piknik - nie śmiej się! - zażądała, a ja nie mogłam się opanować. Dała mi kuksańca. 
- Przepraszam, ale to komiczne - łapałam powietrze - mam nadzieje, że uda wam się - przytuliłam ją mocno, a ona zdziwiona odwzajemniła uścisk. Spojrzałam na zegarek i wiedziałam, że jestem już spóźniona na lekcję  - spóźnimy się.
- No... - odwróciła wzrok - ten piknik jest teraz.
- Jesteś szalona.
- To Twój brat - uśmiechnęłam się i westchnęłam żartobliwie. Pocałowałam ją w policzek i poszłam na lekcję. 
Nauczycielka oczywiście zanotowała moje spóźnienie. Zapisałam temat i położyłam się na ławce, odliczając minuty do końca zajęć. Nie pamiętam nawet o czym mówiła, ale ja miałam to gdzieś. Miałam ważniejsze problemy na głowie. Na przykład Willy. Co ja miałam z nim zrobić? Zawsze mogłam udać się do wujka i mu opowiedzieć o nowym znajomym. Jednak była Rose. Mówiła, że jest dobry. Nic z tego nie rozumiałam. Demon to demon, zawsze będzie zły. Ale jeśli Rose się nie myli? Jeśli ma racje? Może naprawdę jest dobry. Jedno wiedziałam na pewno. Była to moja ostatnia lekcja dzisiaj, ponieważ zamierzałam spotkać się z dziewczyną o różowych włosach.
Wychodząc z sali napotkałam Leo. Zrobiło mi się głupio, ale odwzajemniłam pocałunek.
- Co tam? - zaczął beztrosko.
- Widziałeś Rose? - spytałam tuląc się do niego.
- Była w bibliotece, a co?
- Dzięki! - ucałowałam go szybko i biegiem ruszyłam na trzecie piętro.
Wchodząc do pomieszczenia poczułam zapach starych książek. Szukanie dziewczyny zajęło mi jakieś dwadzieścia minut. Zauważyła mnie tak szybko jak ja ją.
- Powinniśmy chyba porozmawiać, nie sądzisz? - patrzyła się na ziemie, a ja czekałam na odpowiedź.
- Oczywiście - usiadła na ziemie i gestem ręki kazała zrobić mi to samo - Więc zacznę może od początku - zacisnęła pięści - Po tych morderstwach postanowiłam powęszyć za murami akademii. Zaczęłam od miejsc gdzie znaleźli ofiary. Znalazłam wisior z inicjałem O.S. Na początku myślałam, że to kogoś z nieżyjących, ale żaden nie miał imienia na O i nazwiska na S - zrobiła krótką pauzę - w pewnym momencie przede mną ukazał się demon i zaczęłam uciekać. Złapał mnie, nawet nie musiał się wysilać. Kiedy myślałam, że zaraz zginę pojawił się Willy i kazał mu mnie puścić. Powiedział, że ja jestem jego własnością, a tamten uczynił tak, jak rozkazał. Gdy odszedł Willy spytał się czy nic mi nie jest i bezpiecznie odprowadził mnie do akademii. Rozmawiałam z nim jakąś godzinę, ale Leo mi przerwał - a więc wtedy to było... - potem zaczęłam się potajemnie z nim spotykać i on na prawdę nie jest taki jak oni. On czuje, ma dobre serce i nie zabija ludzi. Wysysa energię zwierząt - prawię jak Leo, uśmiechnęłam się - to cała historia. I pamiętaj, że uratował Cię przed Kathy - kompletnie zapomniałam o tym, że chciała mnie zabić - to jak? dasz mu szanse? - w tym momencie w głowie prowadziłam walkę. Uratował mnie i Rose... może naprawdę nie jest zły? Wtedy na parkingu również jej zaufałam, więc dlaczego nie mam zrobić tego teraz?
- Chcę go poznać - przytuliła mnie mocno, a ja zaczęłam się śmiać.
- Kocham Cię Eleanor, kocham!


12 rozdział jest? Obecny ! Co sądzicie? Podoba wam się? Mam wrażenie, że mi nie wyszedł, ale opinię zostawiam wam.
Czym więcej komentarzy tym szybciej rozdział ! ;))
Szablon wykonała Rowindale dla Zaczarowane-Szablony

środa, 1 maja 2013

11rozdział

Rozdział 11
Kolejny tydzień minął spokojnie. Nabierałam siły dzięki treningom z Simonem. Niedługo miał być dzień zjazdów. To znaczy, że rodzina i przyjaciele mogli przyjechać odwiedzić swoich bliskich w akademii.Zarówno nauczycieli jak i uczniów. Mama z tatą mieli przyjechać w każdej chwili, a rodzice Carolyne niedawno przyjechali. Przywitałam się z nimi kulturalni, wymieniłam parę zdań, a następnie wyszli z swoją córką się przejść. Po jakimś czasie wpadł do mnie Felix, który postanowił ze mną czekać na rodzicieli. Zdążyłam posprzątać w pokoju, co u mnie jest rzadkością. Naprawdę nie lubię sprzątać. W pokoju rozległo się pukanie. Wyskoczyłam z łóżka i poleciałam otworzyć drzwi. Stała tam drobna ruda kobieta. 
- Cześć mamo!- skoczyłam na nią i mocno przytuliłam. Ucałowała mnie w głowę. 
- Tak tęskniłam moja mała córeczko - chwyciła moją twarz w dłonie i ucałowała w czoło - jak się czujesz?
- Dobrze. Już dawno zapomniałam o tamtym ataku - wysłałam jej uspokajający uśmiech, a ona znowu mnie przytuliła.
- Też tu jestem - upomniał się Felix. 
- Nie da się Ciebie nie zauważyć syneczku - uścisnęła mojego brata, a patrząc na jego minę wiedziałam, że stęsknił się równie mocno jak ja - Co u Ciebie słychać? Znalazłeś wybrankę swojego życia? 
- Przestań. Jestem wolny strzelec - zaśmiał się.
- Gdybyś widziała jak się ugania za Carolyne - wybuchłam śmiechem.
- Zamknij się - zarumienił się i zawstydził. Znowu się zaśmiałam. 
- A gdzie jest tata? - zauważyłam, że go nie było z mamą.
- Rozmawia z kolegami - westchnęła znudzona - chodź, zaprowadzę was do niego. 
Wyszliśmy z pokoju przy okazji wpadając na Leo. Do niego nikt nie przyjechał. Zrobiło mi się go żal i zaprosiłam na wspólny piknik, jednak on odmówił. Wtuliłam się w niego mocno i podążyłam za matką. Odprowadziłam go wzrokiem. Tata stał z znajomymi. Podeszłam do niego zakrywając mu oczy. 
- Zgadnij kto to? - zapytałam.
- Demon? 
- No wiesz co? - zaśmiałam się, a on zakrył mnie w swoim szczelnym uścisku. Przerwała nam jakaś blondynka, która we mnie wpadła. Zmierzyłam ją wzrokiem. Była wilkołakiem - chodzić nie umiesz? - była znacznie starsza ode mnie. 
- Przepraszam, przepraszam - położyła mi dłoń na ramieniu, a ja ją odrzuciłam - szukam Simona... O jesteś ! - do pomieszczenia wszedł mój trener, a ta blond idiotka rzuciła się mu na szyje - Tak tęskniłam kochany! - obdarzyła go namiętnym pocałunkiem, a mi zrobiło się niedobrze. 
- Kto to? - zapytałam taty.
- Narzeczona Simona - uśmiechnął się - dobrze, że w końcu sobie kogoś znalazł - popatrzyłam na nią jeszcze raz i poczułam się... nie wiem. Zraniona? Tak. Nie wiem dlaczego, ale rozczarowałam się. Kiedy mój trener mnie zauważył wezwał mnie ruchem ręki. 
- Coś się stało? - zapytałam oschle. 
- Poznaj Olivię. Olivio, poznaj Eleanor - podałam rękę, jak nakazywało kulturalne zachowanie - to moja uczennica - zwrócił się do swojej ukochanej - jest na prawdę świetna. A to moja zguba - pokazał na blondynkę i zgarnął od niej kuksańca. 
- Za pół roku bierzemy ślub - pocałowała go w policzek - czuj się zaproszona, wraz z Twoją rodziną. Simon dużo mi o Tobie mówił i nie może doczekać się waszych wspólnych polowań. 
- Dziękuję za zaproszenie - uśmiechnęłam się sztucznie - ja również nie mogę się doczekać - spojrzałam się na mentora. Patrzył się na mnie jakoś dziwnie. Nie rozumiałam tego spojrzenia - przepraszam, muszę wrócić do rodziców.
- Oczywiście Eleanor - odezwał się - nie będziemy Cię zatrzymywać - klepnął mnie w plecy, a ja przewróciłam oczami - jutro o 6? 
- Pewnie - pożegnałam się z jego wybranką i wróciłam do rodziców. Dobry humor zniknął i pozostałam naburmuszona. 
***
Mieliśmy właśnie piknik i Leo postanowił się jednak przyłączyć. Odetchnęłam z ulgą, bo mogłam zapomnieć o tej "słodkiej" parze zakochanych. Na samą myśl o nich robiło mi się niedobrze. Leżałam wtulona w mojego wampira i rozmawialiśmy z moją rodziną. 
- Mamy do was szczere pytanie - zaczął ojciec, a ja się przestraszyłam jego poważnym tonem głosu.
- Jakie? - zadrżałam. 
- Zabezpieczacie się? - dokończyła mama, a ja z zażenowania schowałam głowę w pierś Leo. On też nie wiedział co powiedzieć.
- Mamo, my... - zaczęłam się jąkać - my nie...
- Nie?! - tata rozszerzył oczy gniewnie - zepsujesz sobie karierę!
- Tato nie dramatyzuj...
- Jak to nie? Co sobie inni pomyślą? 
- My ze sobą nie sypiamy - odezwał się mój chłopak - obydwoje odetchnęli z ulgą, a mojego brata wyraźnie rozśmieszała ta sytuacja. 
- To dobrze, dobrze - ucieszyła się moja matka. Naszą rozmowę przerwał dźwięk dochodzący z telefonu taty. Odszedł parę kroków od nas i zaczął z kimś rozmawiać. Dobrze wiedzieliśmy o co chodzi. Po paru minutach wrócił.
- Musimy wracać kochanie - zrobił smutna minę - wzywają mnie - i tale z dnia zjazdów - przepraszam Cię córciu - przytulił mnie mocno - obiecuje, że niedługo znowu przyjedziemy.
- I po godzinie znowu będziesz wezwany - mama się nie odzywała, ale podejrzewałam, że w głębi serca przyznaje mi rację. On chyba również. Felix się wkurzył i bez słowa wrócił do akademii. Pocałował tylko w czoło matkę i zniknął. 
- Taka praca łowcy - pokręcił  głową. Poczułam łzy w oczach, ponieważ robiłam wyrzuty ojcu, a w przyszłości będę taka sama. 
- Masz racje - z oczu poleciała jedna kropla. On palcem ją wytarł i uścisnął mnie najmocniej jak się da.
- Kocham Cię Eleanor. Jesteś moją córeczką i nigdy o tym nie zapominaj - słyszałam jak mama płacze. Jak to wróżka, takie sceny ją wzruszają. Uwielbiam to w niej.
Odprowadziłam ich do samochodu i pożegnałam się z każdym osobno. Kiedy odjechali natknęłam się na Kathy. Cholera jasna. 
- Cześć ruda świrusko - popchnęła mnie, a ja spróbowałam się opanować. 
- Czego chcesz? - warknęłam. 
- Zabawić się 
 Wyciągnęła ręce przed siebie i jej oczy zrobiły się fioletowe. Nagle poleciałam do tyłu i uderzyłam w samochód. Czy ja nie mogę mieć spokojnego dnia? Próbowałam wstać, ale znowu poleciałam. Tym razem wleciałam w drzewo. Blond jędza śmiała się w najlepsze. Dzięki magii miała nade mną przewagę, a przynajmniej teraz. Schowałam się za dąb. Gdy nie miała mnie w zasięgu wzroku nie mogła mi nic zrobić. Wdrapałam się na drzewo. Ostatnio często to robiłam i powoli nabierałam coraz lepszą wprawę. Nie widziała tego. Kiedy myślała, że stoję za nim cierpiąca z bólu ja ładnie schowałam się na górze. Nie wiedziała co zrobić, gdy mnie tam nie zobaczyła. Podniosła wzrok ku górze, a ja na nią wskoczyłam i przytrzymałam ręce. 
- Puszczaj mnie szmato! - krzyknęła. 
Jej oczy znowu zrobiły się fioletowe i poleciałam wysoko. Wylądowałam na betonie plecami. Zwijałam się z bólu. Zdałam sobie sprawę, że chce mnie zabić i ta myśl mnie przerażała. Próbowałam się podnieść, ale znowu uderzyłam w samochód. Podchodziła do mnie z wrednym uśmieszkiem gotowa wydobyć z siebie ostateczne zaklęcie. Przede mną stanął jakiś mężczyzna, dziwnie znajomy. Zdawało mi się, że go już widziałam. Kathy się przeraziła jego widokiem i zwiała. Była gotowa mnie zabić, a przeraziła się jakimś kolesiem?! Zrozumiałam czemu kiedy odwrócił się do mnie przodem. Był to demon. Ten sam, z którym rozmawiała Rose. Wstałam gotowa do walki. Kiedy chciałam na niego skoczyć, ktoś chwycił mnie za rękę.
- Zostaw go. On jest po naszej stronie - była to dziewczyna o różowych włosach. Nie wierzyłam jej słowom.
- To przecież demon! - oburzyłam się.
- On nie jest taki jak oni - patrzyła się na mnie błagalnie - zaufaj mi, proszę.
- Rose... -zaczęłam, próbując osłonić ją własnym ciałem.
- On jest dobry - spojrzałam się na demona. Nie atakował, był spokojny i smutny. Zaraz... smutny? Rose była gotowa klęknąć i prosić bym jej uwierzyła. Postanowiłam jeden raz ominąć reguły wpajane od dziecka. Dla Rose. Kiedy się rozluźniłam puściła moją rękę. 
- Jestem Eleanor - wyciągnęłam dłoń w stronę przystojnego demona. 
- Willy - uśmiechnął się niepewnie.
- Dziękuję - szepnęła mi do ucha przyjaciółka.


Macie 11 rozdział? Spodziewaliście się takiego czegoś? KOMENTUJCIE. Im więcej waszych opinii, tym szybciej rozdział.; 3 
Tak przy okazji założyłam nowego bloga z opowiadaniem. "Stracona". Dopiero zaczęłam i zapraszam was na nie. ; 3 Będzie mi miło jeśli również wam się ono spodoba, a wydaje mi się, że  nie jest złe. To zależy od WAS ! ;) 
Kocham was i do zobaczenia w następnym rozdziale .. ; ) 

Szablon wykonała Rowindale dla Zaczarowane-Szablony
>