poniedziałek, 14 kwietnia 2014

18 rozdział

Rozdział 18


Powoli świtało, więc ruszyliśmy w dalszą drogę. Tym razem Simon zamienił się miejscami z Carolyne, co w jakimś stopniu dało mi ulgę. Po tych wszystkich krępujących sytuacjach jakie przeszliśmy, trudno było zachować samokontrole i skupienie, wiedząc iż on idzie obok. Prawdopodobnie on odczuwał to samo, dlatego zaproponował zmianę z moją przyjaciółką.
Moim oczom ukazał się wielki zamek, który pasował do czasów średniowiecza. Trzeba było przyznać, że robił spore wrażenie, a w dodatku przywoływał ciarki na plecach. Im bliżej niego podchodziliśmy, tym stawał się większy. Widok był zniewalający, ale też ponury. Nie było to miejsce, które bym chciała zwiedzać w wolnym czasie. Nad budynkiem dostrzec można było ciemne chmury oraz kruki, które odstraszały turystów, o ile w ogóle tacy tu dochodzili.
- Jesteśmy na miejscu – odezwał się w pewnym momencie Willy, kiedy przystaliśmy przy wysokim murze. Dopiero po jakimś czasie zdałam sobie sprawę, że to tutaj jest kryjówka demonów i to tutaj trzymają Leo. Spojrzałam na niego zmieszana.
- Co dalej? – zapytałam. On nic nie odpowiedział, ale zaczął szukać czegoś w ziemi. Nie miałam pojęcia, co on wyprawia, lecz wolałam chyba nie pytać. Po paru sekundach na jego twarzy pojawił się triumfalny uśmiech i pociągnął jakiś uchwyt. Ukazała nam się dziura.
- Tędy wejdziemy. To sekretne wejście, o którym wiedzą tylko trzy osoby. Ja i dwie pokojówki, które używały tej drogi, by spotykać się potajemnie z rodziną – zaśmiał się, co było dla mnie niezrozumiałe. Jak można było śmiać się w takiej chwili?
Po prostu pokiwałam głową i skoczyłam na dół, a reszta powtórzyła mój wyczyn. To był cholernie ciasny tunel, przez co musieliśmy iść gęsiego. Ściany były oblepione pajęczynami i nic nie było widać. Dzięki magii Kathy, który w swych dłoniach wyczarowała płomienie, byliśmy w stanie coś ujrzeć.
- Tu jest strasznie. Nienawidzę takich miejsc. Jest brudno, a w dodatku to mieszkanie słodziutkich pajączków – zadrżała. Ona po prostu nienawidziła takich miejsc. Nikogo to w sumie nie zaskoczyło, ponieważ to dziewczyna pokroju „pomocy, pająk!”
- Zawsze mogło być gorzej – warknęłam, nawet nie zaszczycając ją swoim spojrzeniem – mogliśmy przepłynąć stawem, w którym były kijanki oraz inne stworzenia, przy których twoje pajączki byłyby naprawdę słodziutkie – już się zamknęła. Prawdopodobnie w myślach dziękowała Bogu, że trafił się taki tunel, a nie inny.
Marsz trwał z jakieś dwadzieścia minut, gdy w końcu znaleźliśmy się w zamkowej kuchni, która o dziwo była pusta. Spodziewałam się tu ludzi, czy raczej demonów, które coś by tutaj pichciły.
- Nasza służba składa się z ludzi. To jest pora, w której karmią demony swoją energią życiową, dlatego jest tak pusto – wytłumaczył mi Willy, widząc moje zaniepokojenie.
- To jaki plan? – odezwała się Rose, kurczowo trzymając się ramienia tego dobrego demona.
- Proponuje podzielić się na grupy – odezwał się Simon po raz pierwszy od dłuższego czasu – ja pójdę z Willym i Felixem, a Eleanor z Nicholausem i Kathy. Rose, ty będziesz razem z Carolyne i Tonym w tunelu. Będą cię chronić – rozkazał i nikt nie był w stanie mu się sprzeciwić. Co prawda, nie sądziłam, że nasze relacje przyczynią się do tego, że nie będziemy razem w grupie, ale nie potrafiłam powiedzieć „chcę iść z tobą!”. Liczył się tylko Leo – my pójdziemy przejrzeć piwnice i parter. Wy pierwsze i drugie piętro. Jasne? – zapytał tonem, który nie przyjmował sprzeciwu.
 Nawet Nicholaus nie miał nastrojów do żartów w takiej sytuacji. Musiałam przyznać, że podziwiał opanowanie Simona. Jego bezpośredniość i jasność umysłu były niezawodne, był idealnym przywódcą. Cieszyłam się, że to akurat on prowadzi tą misję.
- Macie mikrofalówki? – spytał i wszyscy kiwnęli głową – jesteśmy w kontakcie. Uważajcie na siebie – w tej chwili spojrzał mi prosto w oczy, a ja posłałam mu pocieszający uśmiech - ruszamy – i wszyscy się rozproszyli.
 Biegłam najszybciej jak się dało, ale też cicho, by nikt mnie nie usłyszał. Kathy nie została w tunelu tylko dlatego, bo władała magią i mogła jej użyć w razie potrzeby. Krótką mowiąc, była bardzo przydatna. Jednak coś mnie w niej niepokoiło. Może to, że chciała mnie zabić i nie potrafiłam jej zaufać? Tak, pewnie to. Ona była odzwierciedleniem czystego zła, zaraz po demonach. Takie miałam o niej zdanie i nic nie mogło tego zmienić. Nie w jej przypadku.
- Eleanor, wchodzimy – szepnął do mnie Nicholaus – Kathy, zabezpieczaj tyły.
- Tak jest – odpowiedziałyśmy wspólnie.
Blondynka przy pomocy magii, cicho otworzyła drzwi. On wszedł jako pierwszy, a ja zaraz za nim. Zesztywniałam. Nie wiedziałam co myśleć o tym, co zobaczyłam. Osobą, którą kochałam odkąd pamiętałam, leżała bezsilnie na ziemi, a jego ręce przykute były do ściany. Na twarzy widać było zarost, a oczy były przepełnione cierpieniem. Po moim policzku popłynęła łza. Podbiegłam do niego i uklękłam przed nim.
- Tato… - zajęczałam. Chwyciłam jego twarz w dłonie – tato, co ty tutaj robisz? – spytałam przejęta.
- Eleanor… – jego ciało było brudne od krwi oraz całe posiniaczone. Wiedziałam, że był torturowany, co bardzo mnie bolało. Jego widok, był straszny – uciekaj. Nie powinnaś tutaj w ogóle być, matka się pewnie… - zasyczał z bólu, który mu doskwierał – zamartwia – dokończył, z trudem patrząc mi w oczy.
- Nie zostawię cię – płakałam. Zaczęłam szarpać łańcuch, który go więził – uratuje cię, zobaczysz – byłam nastawiona na straszny widok Leo, przygotowywałam się nawet na najgorsze. Mimo wszystko nie spodziewałam się tutaj ojca. Jak on tu się znalazł.
Nagle kajdanki się same otworzyły. Kathy. Mój ojciec natomiast opadł bezwładnie na mnie. Czułam jego pot oraz krew, którą był cały przesiąknięty. On był przecież niezwyciężony, nie mogłam uwierzyć, że dał się złapać. To była dla mnie rzecz niepojęta.
- Kathy, zabierz go do Rose i karz im uciekać. Muszą jak najszybciej znaleźć pomoc medyczną, nie obchodzi mnie w jaki sposób! – odezwał się kapitan mojej małej grupy.
- Nie, niech ucieka moja córka! Ona nie może tu umrzeć! – próbował wstać, ale na nic mu to wychodziło.
- Tato, spokojnie. Pójdziesz z nią do Rose. Ja musze uratować Leo.
- Nie możesz go już uratować – mówił poważnym tonem. Zamurowało mnie, ale po chwili milczenia stwierdziłam, że bredzi. Po tym co tu przeszedł, nie wiedział już co mówi.
- Weź go – rozkazałam. Dziewczyna wzięła go ode mnie, a ja na pożegnanie uścisnęłam jego dłoń. Robiło się coraz niebezpieczniej – znajdź nas potem, ale nie daj się złapać – spojrzałam na czarownice, a następnie razem z łowcą, ruszyliśmy dalej. Nie wiedziałam co mnie dalej spotka. Widok ojca w takim stanie, że nie mógł się sam poruszać, był czymś, czego za nić w świecie nie chciałabym widzieć. W takim razie, co się działo z Leo?

***

Bo dłuższym czasie, zostało nam ostatnie pomieszczenie. Miałam nadzieje, że przynajmniej Simon coś znalazł. Dotarcie do nas Kathy, zajęło jej raptem dziesięć minut i Nicholaus zdążył już o wszystkim powiadomić inne grupy. Wszyscy byli rzecz jasna wstrząśnięci tym, kogo więzili. Dziękowałam Bogu, że mój ojciec był żywy. To w tej chwili było ważne.
- Ostatnie drzwi – zauważyłam. Kathy przymknęła oczy na chwilę i stała nieruchomo.
- Wyczuwam tam energie Leo. I innych demonów – skomentowała, patrząc się na mnie uważnie …Wszyscy się na mnie uważnie patrzyli, czekali na moją odpowiedź. A ja? A ja stałam nieruchomo, bijąc się z własnymi myślami. Spojrzałam się na Nicholausa i wciągnęłam głęboko powietrze do płuc.
- Kathy, wezwiesz Simona. My wkroczymy – wyprzedził mnie kapitan. Posłałam mu uśmiech, który mówił „dziękuję”. Blond włosa dziewczyna pobiegła w bezpieczne miejsce, by bez problemu skontaktować się z drugą grupą. A mężczyzna jednym kopnięciem wywarzył drzwi i szybkim krokiem weszliśmy do pomieszczenia, gdzie Leo siedział na krześle. Z jego policzka ciekła krew. Spojrzał się na mnie zaskoczony, nie wierzył w to co widział. Moment mojego zawahania wykorzystała jedna z demonów. Kopnęła mnie w plecy i runęłam ciężko na ziemie. Natychmiast się otrząsnęłam i ruszyłam do walki. Zwinnie blokowałam jej ataki, by następnie oddać jej pięknym za nadobne. Kiedy biegła w moją stronę, by zaatakować mnie całym ciałem, ja cierpliwie stałam skupiona. Gdy była wystarczająco blisko, rękoma odbiłam się od jej ramion i przeskoczyłam jej ciało, jednocześnie z całej siły kopiąc ją w głowę. Upadła, tracąc przytomność. Wiedziałam, że na długo jej to nie powstrzyma, ale liczyła się każda sekunda. By dobić się do wampira, walczyłam z demonami. W końcu też napotkałam czarnowłosą, którą już miałam zaszczyt spotkać. Zacisnęłam pięści i wdałam się w bój. Jednak w pewnym momencie poczułam jej dłoń na mojej szyi.
- Cholera – syknęłam, patrząc się w jej złe oczy. Na jej twarzy pojawił się niebezpieczny uśmiech przybliżyła się do mnie, dusząc mnie coraz to mocniej. Próbowałam się jej wyrwać, znowu to samo!
- Twoja energia życiowa pachnie znakomicie, kochanie – rzekła, zaczynając ją w siebie wchłaniać. Nie miałam szans, nie miałam szans, nie miałam…Nagle osunęła się na ziemie, a ja wraz z nią, starając się wyrównać oddech.
- Nic ci nie jest? – ujrzałam zmartwioną twarz Simona. Lecz wtedy on upadł wprost na mnie. Cos się działo?! Przygarnęłam go do siebie i znieruchomiałam. Został ogłuszony paralizatorem. Jednak osoba, która stała nad nim…

- Ty… - zaczęłam, widząc ten diabelski uśmiech. Wśród nas był zdrajca. Czy ja naprawdę byłam tak nieuważna? 

Szablon wykonała Rowindale dla Zaczarowane-Szablony
>