Rozdział 18
Powoli świtało, więc ruszyliśmy w dalszą drogę. Tym razem
Simon zamienił się miejscami z Carolyne, co w jakimś stopniu dało mi ulgę. Po
tych wszystkich krępujących sytuacjach jakie przeszliśmy, trudno było zachować
samokontrole i skupienie, wiedząc iż on idzie obok. Prawdopodobnie on odczuwał
to samo, dlatego zaproponował zmianę z moją przyjaciółką.
Moim oczom ukazał się wielki zamek, który pasował do czasów
średniowiecza. Trzeba było przyznać, że robił spore wrażenie, a w dodatku
przywoływał ciarki na plecach. Im bliżej niego podchodziliśmy, tym stawał się
większy. Widok był zniewalający, ale też ponury. Nie było to miejsce, które bym
chciała zwiedzać w wolnym czasie. Nad budynkiem dostrzec można było ciemne
chmury oraz kruki, które odstraszały turystów, o ile w ogóle tacy tu
dochodzili.
- Jesteśmy na miejscu – odezwał się w pewnym momencie Willy,
kiedy przystaliśmy przy wysokim murze. Dopiero po jakimś czasie zdałam sobie
sprawę, że to tutaj jest kryjówka demonów i to tutaj trzymają Leo. Spojrzałam
na niego zmieszana.
- Co dalej? – zapytałam. On nic nie odpowiedział, ale zaczął
szukać czegoś w ziemi. Nie miałam pojęcia, co on wyprawia, lecz wolałam chyba
nie pytać. Po paru sekundach na jego twarzy pojawił się triumfalny uśmiech i
pociągnął jakiś uchwyt. Ukazała nam się dziura.
- Tędy wejdziemy. To sekretne wejście, o którym wiedzą tylko
trzy osoby. Ja i dwie pokojówki, które używały tej drogi, by spotykać się
potajemnie z rodziną – zaśmiał się, co było dla mnie niezrozumiałe. Jak można
było śmiać się w takiej chwili?
Po prostu pokiwałam głową i skoczyłam na dół, a reszta
powtórzyła mój wyczyn. To był cholernie ciasny tunel, przez co musieliśmy iść
gęsiego. Ściany były oblepione pajęczynami i nic nie było widać. Dzięki magii
Kathy, który w swych dłoniach wyczarowała płomienie, byliśmy w stanie coś
ujrzeć.
- Tu jest strasznie. Nienawidzę takich miejsc. Jest brudno,
a w dodatku to mieszkanie słodziutkich pajączków – zadrżała. Ona po prostu
nienawidziła takich miejsc. Nikogo to w sumie nie zaskoczyło, ponieważ to
dziewczyna pokroju „pomocy, pająk!”
- Zawsze mogło być gorzej – warknęłam, nawet nie
zaszczycając ją swoim spojrzeniem – mogliśmy przepłynąć stawem, w którym były
kijanki oraz inne stworzenia, przy których twoje pajączki byłyby naprawdę słodziutkie
– już się zamknęła. Prawdopodobnie w myślach dziękowała Bogu, że trafił się
taki tunel, a nie inny.
Marsz trwał z jakieś dwadzieścia minut, gdy w końcu znaleźliśmy się w zamkowej kuchni, która o dziwo była pusta. Spodziewałam się tu ludzi, czy raczej demonów, które coś by tutaj pichciły.
Marsz trwał z jakieś dwadzieścia minut, gdy w końcu znaleźliśmy się w zamkowej kuchni, która o dziwo była pusta. Spodziewałam się tu ludzi, czy raczej demonów, które coś by tutaj pichciły.
- Nasza służba składa się z ludzi. To jest pora, w której
karmią demony swoją energią życiową, dlatego jest tak pusto – wytłumaczył mi
Willy, widząc moje zaniepokojenie.
- To jaki plan? – odezwała się Rose, kurczowo trzymając się
ramienia tego dobrego demona.
- Proponuje podzielić się na grupy – odezwał się Simon po
raz pierwszy od dłuższego czasu – ja pójdę z Willym i Felixem, a Eleanor z
Nicholausem i Kathy. Rose, ty będziesz razem z Carolyne i Tonym w tunelu. Będą
cię chronić – rozkazał i nikt nie był w stanie mu się sprzeciwić. Co prawda,
nie sądziłam, że nasze relacje przyczynią się do tego, że nie będziemy razem w
grupie, ale nie potrafiłam powiedzieć „chcę iść z tobą!”. Liczył się tylko Leo
– my pójdziemy przejrzeć piwnice i parter. Wy pierwsze i drugie piętro. Jasne?
– zapytał tonem, który nie przyjmował sprzeciwu.
Nawet Nicholaus nie
miał nastrojów do żartów w takiej sytuacji. Musiałam przyznać, że podziwiał
opanowanie Simona. Jego bezpośredniość i jasność umysłu były niezawodne, był
idealnym przywódcą. Cieszyłam się, że to akurat on prowadzi tą misję.
- Macie mikrofalówki? – spytał i wszyscy kiwnęli głową –
jesteśmy w kontakcie. Uważajcie na siebie – w tej chwili spojrzał mi prosto w
oczy, a ja posłałam mu pocieszający uśmiech - ruszamy – i wszyscy się
rozproszyli.
Biegłam najszybciej
jak się dało, ale też cicho, by nikt mnie nie usłyszał. Kathy nie została w
tunelu tylko dlatego, bo władała magią i mogła jej użyć w razie potrzeby.
Krótką mowiąc, była bardzo przydatna. Jednak coś mnie w niej niepokoiło. Może
to, że chciała mnie zabić i nie potrafiłam jej zaufać? Tak, pewnie to. Ona była
odzwierciedleniem czystego zła, zaraz po demonach. Takie miałam o niej zdanie i
nic nie mogło tego zmienić. Nie w jej przypadku.
- Eleanor, wchodzimy – szepnął do mnie Nicholaus – Kathy,
zabezpieczaj tyły.
- Tak jest – odpowiedziałyśmy wspólnie.
Blondynka przy pomocy magii, cicho otworzyła drzwi. On wszedł
jako pierwszy, a ja zaraz za nim. Zesztywniałam. Nie wiedziałam co myśleć o
tym, co zobaczyłam. Osobą, którą kochałam odkąd pamiętałam, leżała bezsilnie na
ziemi, a jego ręce przykute były do ściany. Na twarzy widać było zarost, a oczy
były przepełnione cierpieniem. Po moim policzku popłynęła łza. Podbiegłam do
niego i uklękłam przed nim.
- Tato… - zajęczałam. Chwyciłam jego twarz w dłonie – tato,
co ty tutaj robisz? – spytałam przejęta.
- Eleanor… – jego ciało było brudne od krwi oraz całe
posiniaczone. Wiedziałam, że był torturowany, co bardzo mnie bolało. Jego widok,
był straszny – uciekaj. Nie powinnaś tutaj w ogóle być, matka się pewnie… -
zasyczał z bólu, który mu doskwierał – zamartwia – dokończył, z trudem patrząc
mi w oczy.
- Nie zostawię cię – płakałam. Zaczęłam szarpać łańcuch,
który go więził – uratuje cię, zobaczysz – byłam nastawiona na straszny widok
Leo, przygotowywałam się nawet na najgorsze. Mimo wszystko nie spodziewałam się
tutaj ojca. Jak on tu się znalazł.
Nagle kajdanki się same otworzyły. Kathy. Mój ojciec
natomiast opadł bezwładnie na mnie. Czułam jego pot oraz krew, którą był cały
przesiąknięty. On był przecież niezwyciężony, nie mogłam uwierzyć, że dał się złapać.
To była dla mnie rzecz niepojęta.
- Kathy, zabierz go do Rose i karz im uciekać. Muszą jak
najszybciej znaleźć pomoc medyczną, nie obchodzi mnie w jaki sposób! – odezwał
się kapitan mojej małej grupy.
- Nie, niech ucieka moja córka! Ona nie może tu umrzeć! –
próbował wstać, ale na nic mu to wychodziło.
- Tato, spokojnie. Pójdziesz z nią do Rose. Ja musze
uratować Leo.
- Nie możesz go już uratować – mówił poważnym tonem.
Zamurowało mnie, ale po chwili milczenia stwierdziłam, że bredzi. Po tym co tu
przeszedł, nie wiedział już co mówi.
- Weź go – rozkazałam. Dziewczyna wzięła go ode mnie, a ja
na pożegnanie uścisnęłam jego dłoń. Robiło się coraz niebezpieczniej – znajdź
nas potem, ale nie daj się złapać – spojrzałam na czarownice, a następnie razem
z łowcą, ruszyliśmy dalej. Nie wiedziałam co mnie dalej spotka. Widok ojca w
takim stanie, że nie mógł się sam poruszać, był czymś, czego za nić w świecie
nie chciałabym widzieć. W takim razie, co się działo z Leo?
***
Bo dłuższym czasie, zostało nam ostatnie pomieszczenie. Miałam
nadzieje, że przynajmniej Simon coś znalazł. Dotarcie do nas Kathy, zajęło jej
raptem dziesięć minut i Nicholaus zdążył już o wszystkim powiadomić inne grupy.
Wszyscy byli rzecz jasna wstrząśnięci tym, kogo więzili. Dziękowałam Bogu, że
mój ojciec był żywy. To w tej chwili było ważne.
- Ostatnie drzwi – zauważyłam. Kathy przymknęła oczy na
chwilę i stała nieruchomo.
- Wyczuwam tam energie Leo. I innych demonów – skomentowała,
patrząc się na mnie uważnie …Wszyscy się na mnie uważnie patrzyli, czekali na
moją odpowiedź. A ja? A ja stałam nieruchomo, bijąc się z własnymi myślami. Spojrzałam
się na Nicholausa i wciągnęłam głęboko powietrze do płuc.
- Kathy, wezwiesz Simona. My wkroczymy – wyprzedził mnie kapitan.
Posłałam mu uśmiech, który mówił „dziękuję”. Blond włosa dziewczyna pobiegła w
bezpieczne miejsce, by bez problemu skontaktować się z drugą grupą. A mężczyzna
jednym kopnięciem wywarzył drzwi i szybkim krokiem weszliśmy do pomieszczenia,
gdzie Leo siedział na krześle. Z jego policzka ciekła krew. Spojrzał się na
mnie zaskoczony, nie wierzył w to co widział. Moment mojego zawahania
wykorzystała jedna z demonów. Kopnęła mnie w plecy i runęłam ciężko na ziemie.
Natychmiast się otrząsnęłam i ruszyłam do walki. Zwinnie blokowałam jej ataki,
by następnie oddać jej pięknym za nadobne. Kiedy biegła w moją stronę, by zaatakować
mnie całym ciałem, ja cierpliwie stałam skupiona. Gdy była wystarczająco
blisko, rękoma odbiłam się od jej ramion i przeskoczyłam jej ciało,
jednocześnie z całej siły kopiąc ją w głowę. Upadła, tracąc przytomność.
Wiedziałam, że na długo jej to nie powstrzyma, ale liczyła się każda sekunda. By
dobić się do wampira, walczyłam z demonami. W końcu też napotkałam czarnowłosą,
którą już miałam zaszczyt spotkać. Zacisnęłam pięści i wdałam się w bój. Jednak
w pewnym momencie poczułam jej dłoń na mojej szyi.
- Cholera – syknęłam, patrząc się w jej złe oczy. Na jej
twarzy pojawił się niebezpieczny uśmiech przybliżyła się do mnie, dusząc mnie
coraz to mocniej. Próbowałam się jej wyrwać, znowu to samo!
- Twoja energia życiowa pachnie znakomicie, kochanie – rzekła,
zaczynając ją w siebie wchłaniać. Nie miałam szans, nie miałam szans, nie miałam…Nagle
osunęła się na ziemie, a ja wraz z nią, starając się wyrównać oddech.
- Nic ci nie jest? – ujrzałam zmartwioną twarz Simona. Lecz
wtedy on upadł wprost na mnie. Cos się działo?! Przygarnęłam go do siebie i
znieruchomiałam. Został ogłuszony paralizatorem. Jednak osoba, która stała nad
nim…
- Ty… - zaczęłam, widząc ten diabelski uśmiech. Wśród nas był
zdrajca. Czy ja naprawdę byłam tak nieuważna?