Rozdział 13
Dochodziła
północ, a ja czekałam przy murze na Rose. Miałyśmy spotkać się z demonem i
kiedy mijały kolejne minuty, byłam coraz bardziej zaniepokojona. Powinnam pójść
do wujka i zgłosić mu to, Łowcy zabiliby go i wszystko byłoby w jak najlepszym
porządku. Niestety ja zawsze wybieram najtrudniejsze wyjścia. Najwidoczniej tak
musi być i nie ma innego wyjścia.
Kiedy
zjawiła się Rose, jednym uchem przeskoczyłyśmy mur. Było ciemno, przez co
liczba strażników zwiększyła się i wydostanie się stąd było niebezpieczne.
Kiedy usłyszałam kroki, schowałyśmy się w krzakach. Leżałyśmy w nich skupione i ciche czekając aż
znowu będzie pusto. Po chwili sprintem ruszyłyśmy na wyznaczone miejsce. Nieraz
musiałyśmy uważać, bo o mało co nie wpadłyśmy w Łowce. Na nasze nieszczęście
zauważał nas, a ja musiałam go ogłuszyć.
- Cholera,
rozpoznał nas – sapnęłam.
- Spokojnie
– usłyszałam głos przyjaciółki.
Rose
ukucnęła przy nim i położyła dłoń na jego czole. Następnie zamknęła oczy i
drapnęła go lekko swoim czerwonym paznokciem. Dmuchnęła na zadrapanie i go
zostawiła. Przyglądałam się scenie zaniepokojona, ponieważ nie wiedziałam co
ona robi.
- Kiedy się
obudzi będzie myślał, że spotkał dwie kobiety. Zupełnie różniące się wyglądem
od nas. Miejmy tylko nadzieje, że pomyśli o demonach – odpowiedziała,
wyprzedzając moje pytanie.
- Ty umiesz…
- Potrafię
przekształcić czyjeś wspomnienia. Oczywiście nie ich przebieg, ale wygląd –
uśmiechnęła się skromnie – prorocy mają swoje sztuczki.
- Chodźmy za
nim się przebudzi – wskazałam na niego i ruszyłyśmy dalej.
Willy już
tam na nas czekał z zaniepokojonym wyrazem twarzy. Rose rzuciła się na niego i
ucałowała w policzek. Ja jednak stałam w bezpiecznej odległości, gotowa na
atak.
- Lękałem
się, iż was złapali – w jego głosie słychać było ulgę.
- Blisko
było – warknęłam. Rose obdarzyła mnie karcącym spojrzeniem.
-
Przepraszam za El, całe życie była szkolona…
- Wiem.
Każdemu demonowi należy się śmierć – głęboko westchnął i wypuścił z objęcia moją
przyjaciółkę i po chwili skrzyżował ręce – doskonale Cię rozumiem, sam tak samo
bym się zachowywał.
- Jednak
nadal nie mogę w to uwierzyć – stanęłam bliżej proroczki – nigdy nie słyszałam
o dobrych demonach.
- Bo
jesteście ślepo zapatrzeni w to, w co was wpajano od narodzin. Owszem
zdecydowana większość nie mają serca, ale istnieją tacy, którzy je mają.
- Dlaczego
tak jest? – zapytałam.
- Gdy Cię
przemieniają myślisz tylko o pożywianiu się ludźmi. Brakuję Ci energii
życiowej, bez której nie możesz normalnie funkcjonować. Bez niej cierpisz, masz
wrażenie że umierasz, ale nie możesz. Czym więcej zabijesz ludzi, tym bardziej
stajesz się bezduszną bestią.
- Ile?
- W praktyce
wystarczy piętnastu – odpowiedział tak, jakby było to normalne – wiem, brzmi to
dziwnie, wręcz idiotycznie. Niestety takie są realia.
- Nie
próbowaliście udowodnić tego, iż jesteście inni? – wtrąciła się Rose.
- Niektórzy
próbowali – zaśmiał się smutno i wpatrywał się w ziemie – zapłacili życiem.
- Eleanor,
Ty możesz coś zdziałać! – na jej twarzy zrodziła się nadzieja – masz wpływowego
ojca, uwierzy Ci, pójdzie do innych…
- Rose… -
zaczęłam – nikt mi nie uwierzy.
- Uwierzą,
zobaczysz.
- Ona ma
racje – chwycił ją za dłonie Willy – nic na szybko, ok?
- El,
przecież masz wpływy! Jesteś córeczką tatusia…
- W tej
kwestii nic nie zdziałam, przykro mi – oparłam się o drzewo bezradnie.
Było mi źle
z tym, że nie mogłam pomóc dziewczynie. Tak bardzo chciałam… Jednak nadal nie ufałam jemu, po prostu nie umiałam.
Owszem, uwierzyłam mu, ale jakiś wewnętrzny głos kazał mi go zabić. Mówił, że
jest zły i nas zabije. Miałam ściśnięte pięści z całej siły, przez co
paznokciami wbiłam się w skórę i poleciała krew.
Szelest
liści.
Instynktownie
się odwróciłam i spostrzegłam obcą mi postać. Kolejny demon – pomyślałam.
- Uciekajcie!
– usłyszałam krzyk Willy’ego. Rzuciłam z
siebie parę wulgaryzmów i szarpnęłam Rose, by dotrzymywała mi tępa w biegu.
- A co z
Willym? – wysapała.
- Da sobie
rade.
Uciekałyśmy
słysząc za sobą pościg, który deptał nam po pietach. Rose była coraz bardziej
zmęczona i wiedziałam, że nie damy rady uciec. Zatrzymałam się więc i kopnęłam
przeciwnika w brzuch. Nie dałam mu czasu na namysły, rzuciłam się na niego i
zaczęłam okładać go rękami. On jednak chwycił mnie za nadgarstek i rzucił za
siebie prosto w drzewo. Demon był wyraźnie rozwścieczony i spragniony energii
życiowej.
- Biegnij
Rose i wezwij pomoc! – rozkazałam jej i wdałam się w bój z bestią dwa razy
większą ode mnie.
Miał jakieś
dwa metry wysokości i wyrobione mięśnie. Jego włosy były kruczoczarne, a oczy
czerwone. Wymierzyłam mu kopniaka w biodro i w kark, a ten zawył rozwścieczony.
- Suka! –
syknął groźnie i jego pięść uderzyła mnie w mostek.
Cofnęłam się
i na chwile oparłam o drzewo. Uspokajałam oddech i podniosłam z ziemi kawałek
kory z ostrym końcem. Ruszyłam biegiem na przeciwnika i moją broń wbiłam mu w
obojczyk. Krzyknął głośno z bólu i jednym ruchem wyjął drewno z siebie i
celował prosto w moje serce, cudem udało mi się zrobić unik. Z jego rannego
obojczyka lała się krew i widać było, że go osłabiłam. Zwinnie broniłam się
przed jego atakami. Nie miałam żadnej broni, dzięki której mogłabym go zabić
więc została mi tylko walka i nadzieja, że Rose zdąży wezwać pomoc. Gdy
poczułam drzewo za plecami czekałam aż demon ruszy w moją stronę, tak też się
stało, a ja chwyciłam się grubej gałęzi nade mną i szybko podciągnęłam się na
nią. Ten uderzył głową i zachwiał się. Zeskoczyłam na niego i z całej siły z
pół obrotu uderzyłam go w miejsce, w które oberwał z własnej głupoty. Udało mi
się go obezwładnić na jakiś czas, a następnie zaczęłam uciekać. Byłam już
cholernie zmęczona, obolała i przewrażliwiona. Kiedy okazałymi się mury
akademii odetchnęłam z ulgą. W pewnym momencie wpadłam na kogoś i krzyknęłam ze
strachu z obawy, że tamten się przebudził i złapał. Kiedy zrozumiałam, że to
Nicholaus zaczęłam się uspokajać.
- Witaj
grzesznico – trzymał mnie w szczelnym uścisku i wpatrywał się zaniepokojony i
rozbawiony.
- Cześć,
cześć – posłałam mu niewinny uśmiech – Rose jest cała i zdrowa? – zapytałam.
- Tak,
wpadła na mnie i powiedziała o waszym nocnym spacerze. Przecież jakbyście poprosiły poszukałbym tego
całego mchu dla was! – chciałam wybuchnąć śmiechem. On naprawdę uwierzył w to,
że poszłyśmy szukać jakiegoś durnego mchu?
-
Przepraszam – powstrzymywałam się od parsknięcia.
- Już
dobrze, dobrze. Dzięki temu, że Cię lubię zostawię to bez większego rozgłosu –
puścił mi oczko – ale żeby mi to było ostatni raz! – kiwnęłam posłusznie głową,
wiedząc, że kłamię – wracajmy zanim ktoś nam złoży niespodziankę.
Koniec rozdziału ! ; ) Co sądzicie ? Udał się choć troszeczkę ? ; )
PS ZAPRASZAM NA MOJE NOWE OPOWIADANIE ! ! !
MAM NADZIEJE, ŻE TAK JAK POKOCHALIŚCIE PRZYGODY ELEANOR, TAK POKOCHACIE BIRGIT ;))
ZAPRASZAM WAS KOCHANI ! ; )))