Rozdział 2
Jechaliśmy
już samochodem do Mistycznej Akademii. W radiu leciała piosenka „Gangnam Style”
. Wszyscy śpiewaliśmy tak jak umieliśmy, tańczyliśmy wymachując rękoma i
śmiejąc się z naszej głupoty. Tata darł się jak opętany, a mama promieniała
radością. Natomiast Felix udawał, że umie gadać po chińsku. Dosłownie można
było umrzeć ze śmiechu. Po skończeniu piosenki zapadliśmy w ciszę. Wpatrywałam
się w krajobrazy, które mijałam i wspominałam swoje osiemnaste urodziny, które
obchodziłam trzy tygodnie temu. Od taty dostałam najlepszy strój przeznaczony
tylko i wyłącznie do walk, idealnie do mnie przylegający i zrobiony specjalnie
dla mnie. Mój prezent był cały czarny, wraz ze specjalnymi kozakami z płaską
podeszwą. Kiedy go przyodziałam wyglądałam jak prawdziwy Łowca Demonów. Kusząco
i niebezpiecznie, ale też profesjonalnie. Od mamy dostałam sukienkę, która była
totalnym przeciwieństwem prezentu taty. Niebieska suknia idealnie pasująca od
moich rudych włosów sięgała do kostek. Od ramion do pasa przylegała do ciała, a
poniżej była lekko szersza, cudownie spadająca do ziemi. Nie miała ramiączek.
Oczywiście urodę odziedziczyłam po mamie, a po tacie w jakimś tam stopniu
charakter. Felix natomiast kupił mi bransoletkę ze srebra mający mi go zawsze
przypominać. Cienki, ozdabiany małymi diamencikami. Był piękny i dla mnie bezcenny,
bo miałam dowód, że braciszek jednak mnie kocha. Spojrzałam na niego i lekko
moje kąciki ust podniosły się do góry. Nawet nie zauważyłam kiedy zatrzymaliśmy
się pod bramą akademii.
- Tak szybko
? – Jęknęłam.
Łowcy strzegący głównego wejścia powitał nas
jak należało swojego towarzysza wraz z jego rodziną. Zdjął czapkę i ukłonił się
nisko, a my powtórzyliśmy ten gest siedząc w samochodzie. Otworzył bramę, a my
wjechaliśmy na parking. Szybko wyskoczyłam z czarnego bmw i wzięłam swój bagaż,
który składał się z jednej walizki i dwóch toreb. Poczekałam aż Felix wyciągnie
swoje, a tata zablokuje samochód. Kiedy już wykonali wszystkie te czynności
weszliśmy do tak znanego mi budynku, który był największym jaki w życiu
widziałam. Ja z rodzicami podążyłam na prawe skrzydło , gdzie pokoje miały
dziewczyny, a mój brat na lewe, dla chłopaków. Nie chciał, by szła z nim mama,
ponieważ twierdził, że narobi mu „siary” przy kolegach. Ja tylko przewróciłam
oczami i podążyliśmy w stronę mojego pokoju. Drzwi pokoju były otwarte i
mówiące, że mojej współlokatorki jeszcze nie było. Odłożyłam więc rzeczy na
moje łóżko, które stało pod oknem i wyszłam z rodzicami do gabinetu dyrektora –
mojego wujka. Mama zapukała w drzwi i
otworzyła je słysząc wyraźne pozwolenie na wejście.
- Witajcie !
– Przywitał nas serdecznie wujek. – Martho, muszę przyznać, że przy każdym
naszym spotkaniu jesteś coraz bardziej piękniejsza. – Ucałował ją w policzek. Następnie
zwrócił się do mnie. – Eleanoro nie jedna Ci zazdrości urody. – Chwycił w swoje
zimne dłonie moje ręce i je ucałował. Na koniec zostawił mojego ojca. – Oscarze
wieki się nie widzieliśmy. – Uścisnął mu rękę.
- No nie
takie wieki. Urodziny mojej córki były trzy tygodnie temu przyjacielu. –
Zaśmiał się.
- Nie widzę
z wami Felixa. – Rozejrzał się po pomieszczeniu.
- Poszedł
przywitać się z kolegami, ale zapewniam Cię Alanie, że nie raz będziesz miał
pewnie okazję by go spotkać. – Powiedziała mama. Chodziło jej bardziej o to, że
Felix nie należy do tych „grzecznych” uczniów. Prędzej czy później i tak trafi
do gabinetu dyrektora za kare.
- Racja mała
wróżko. – Odpowiedział.
- Nie ma z
Tobą Alice ? – Spytałam. Była to moja kuzynka, która była wróżką i moją starsz
kuzynką na ostatnim roku.
- Pomaga
Agnes przygotować jej sale lekcyjną. – Spojrzałam na ojca i wiedziałam, że
zaraz usłyszę słowa „Czas na nas”.
- Przykro mi
Alanie, ale czas na nas. – Wygrałam sto punktów.
- Polowanie…
Ciągle zapominam, że jesteś łowcą. – Podszedł do ojca. – No nic. Do zobaczenia
następnym razem. – Pożegnał się z rodzicami.
Wyszliśmy z
gabinetu i podążyliśmy na parking, gdzie czekał już Felix. Przytuliłam z całych
sił mamę, a potem tatę.
- Będę za
wami tęsknić. – Rzekłam bliska łez.
- Na pewno
wszystko masz ? - Dopytywała się mama. Nie lubiła pożegnań, a zwłaszcza z
swoimi dziećmi. Ona nie powstrzymywała łez, pozwoliła im się uwolnić. –
Szczotkę do zębów, telefon, pieniądze,
ładowarkę, albo…
- Wszystko
mam mamo. – Przytuliłam ją po raz kolejny. Felix stał niewzruszony i tylko
czekał aż będzie mógł wrócić do swoich rówieśników.
- Nie zrób
mi wstydu i masz być grzeczna ! –
Rozkazał mi czule ojciec. Wnętrzem dłoni chwycił mój policzek i się uśmiechnął.
– Imam nadzieję, że wizyty u Alana będą tylko ze względu na więzi rodzinne, a
nie karalne. – Kiwnęłam głową. Bo dobrze
wiedzieli rodzice, że jeśli chodzi o grzeczne zachowanie to dostałabym za to co
najwyżej dwa. – A Ty Felix opiekuj się siostrą. Zrozumiano. ?
- Oczywiście
ojcze. – Odpowiedział na odczep.
- Ruszamy w
drogę Martho. – Chwycił swoją żonę za rękę, po raz ostatni ucałowali mnie, bo
syn nie chciał żeby uważali go za maminsynka. Zawsze wolę go kiedy jesteśmy w
domu, wtedy jest sobą. – Jesteśmy w kontakcie. – Spojrzał się czule i wsiadł do
auta. Mama natomiast jeszcze szybko mnie przytuliła i zrobiła to co tata.
Ustawiłam się koło brata i machałam na pożegnanie. Włączyli silnik i odjechali,
a ja spojrzał na brata i się uśmiechnęłam.
- Wziąłeś
piwa ? – Spytałam ciekawa.
- Idziemy do
mnie czy do Ciebie ? – Odpowiedział pytaniem na pytaniem.
- Teraz do
mnie. Carolyn jeszcze nie ma więc mamy pokój dla siebie. – Klepnęłam go w placy
i ruszyłam w stronę budynku.
- Zadzwonię
po Petera. – Ruszył za mną. Zrobił szybki telefon i powiedział, że jego
przyjaciel zaraz będzie. Szybkim krokiem znaleźliśmy się już w trójkę w moim „domu”.
Z plecaka wyciągnął trzy butelki Desperados i podarował nam je. Peter był
duchem, który pił, jadł i czuł. Przenikał przez ściany i potrafił być
niewidzialny. Do pokoju weszła moja przyjaciółka i współlokatorka – Carolyn.
- No w końcu
jesteś. – Rzuciłam się jej na szyje. Była moją najlepszą i najbliższą
przyjaciółką na świecie.
- O macie
piwo. – Zauważyła uśmiechając się. Felix
wyciągnął w jej stronę butylko, ale ona odmówiła. – Jestem na antybiotyku .
- Jesteś
chora ? – Zaniepokoiłam się.
- Nie, po
prostu byłam przeziębiona. Pierwszy raz w życiu. – Zrobiła szeroko oczy.
Zaśmiałam się, ale kiedy Nathalie weszła do pokoju już nie było nam do śmiechu.
- No ładnie,
ładnie. – Skomentowała nauczycielka,
która była wampirem. Uczyła nas zaklęć. – Ledwo wróciliście i już do dyrektora
będę musiała was zaprowadzić. – Pokiwała głową niezadowolona.
- Pani
profesor . – Zaczęłam. – Nie może pani nam ten jeden raz odpuścić. – Poprosiłam
miną szczeniaczka.
- Odkąd tu
jesteście to wam odpuszczam. – Spojrzała się srogo. – Koniec dobrego. Cała czwórka
za mną. – Odwróciła się do wyjścia.
- Ale
Carolyn nic nie piła. Dopiero co przyszła. – Wstałam w obronie mojej
przyjaciółki.
- No to
trójka. – Wyszła, a my za nią
zostawiając uniewinnioną samą. Czekała nas nieprzyjemna rozmowa z wujciem ,
który był spoko wampirem, ale konsekwentnym. Nathalie zapukała do drzwi i
weszła.
~~~~~~
Komentujcie kochani. Wasza opinia jest dla mnie ważna. ; )
Komentujcie kochani. Wasza opinia jest dla mnie ważna. ; )
Znowu literówki, ale miło się czyta :)
OdpowiedzUsuńFajnie wymyśliłaś :D
Czytam dalej.
serce-smierci.blogspot.com
Nie mogę się przyzwyczaić, że oni są pełnoletni! Fajnie piszesz, ale parę błedów by się znalazło. Pisz dalej!
OdpowiedzUsuńHoh, już wpadka.
OdpowiedzUsuńOd razu.
Pierwszego dnia.
Ledwo rodzoce wyjechali...
Ach, ta dzisiejsza młodzież :D