sobota, 23 lutego 2013

2 rozdział


Rozdział 2
Jechaliśmy już samochodem do Mistycznej Akademii. W radiu leciała piosenka „Gangnam Style” . Wszyscy śpiewaliśmy tak jak umieliśmy, tańczyliśmy wymachując rękoma i śmiejąc się z naszej głupoty. Tata darł się jak opętany, a mama promieniała radością. Natomiast Felix udawał, że umie gadać po chińsku. Dosłownie można było umrzeć ze śmiechu. Po skończeniu piosenki zapadliśmy w ciszę. Wpatrywałam się w krajobrazy, które mijałam i wspominałam swoje osiemnaste urodziny, które obchodziłam trzy tygodnie temu. Od taty dostałam najlepszy strój przeznaczony tylko i wyłącznie do walk, idealnie do mnie przylegający i zrobiony specjalnie dla mnie. Mój prezent był cały czarny, wraz ze specjalnymi kozakami z płaską podeszwą. Kiedy go przyodziałam wyglądałam jak prawdziwy Łowca Demonów. Kusząco i niebezpiecznie, ale też profesjonalnie. Od mamy dostałam sukienkę, która była totalnym przeciwieństwem prezentu taty. Niebieska suknia idealnie pasująca od moich rudych włosów sięgała do kostek. Od ramion do pasa przylegała do ciała, a poniżej była lekko szersza, cudownie spadająca do ziemi. Nie miała ramiączek. Oczywiście urodę odziedziczyłam po mamie, a po tacie w jakimś tam stopniu charakter. Felix natomiast kupił mi bransoletkę ze srebra mający mi go zawsze przypominać. Cienki, ozdabiany małymi diamencikami. Był piękny i dla mnie bezcenny, bo miałam dowód, że braciszek jednak mnie kocha. Spojrzałam na niego i lekko moje kąciki ust podniosły się do góry. Nawet nie zauważyłam kiedy zatrzymaliśmy się pod bramą akademii.
- Tak szybko ? – Jęknęłam.
 Łowcy strzegący głównego wejścia powitał nas jak należało swojego towarzysza wraz z jego rodziną. Zdjął czapkę i ukłonił się nisko, a my powtórzyliśmy ten gest siedząc w samochodzie. Otworzył bramę, a my wjechaliśmy na parking. Szybko wyskoczyłam z czarnego bmw i wzięłam swój bagaż, który składał się z jednej walizki i dwóch toreb. Poczekałam aż Felix wyciągnie swoje, a tata zablokuje samochód. Kiedy już wykonali wszystkie te czynności weszliśmy do tak znanego mi budynku, który był największym jaki w życiu widziałam. Ja z rodzicami podążyłam na prawe skrzydło , gdzie pokoje miały dziewczyny, a mój brat na lewe, dla chłopaków. Nie chciał, by szła z nim mama, ponieważ twierdził, że narobi mu „siary” przy kolegach. Ja tylko przewróciłam oczami i podążyliśmy w stronę mojego pokoju. Drzwi pokoju były otwarte i mówiące, że mojej współlokatorki jeszcze nie było. Odłożyłam więc rzeczy na moje łóżko, które stało pod oknem i wyszłam z rodzicami do gabinetu dyrektora – mojego wujka.  Mama zapukała w drzwi i otworzyła je słysząc wyraźne pozwolenie na wejście.
- Witajcie ! – Przywitał nas serdecznie wujek. – Martho, muszę przyznać, że przy każdym naszym spotkaniu jesteś coraz bardziej piękniejsza. – Ucałował ją w policzek. Następnie zwrócił się do mnie. – Eleanoro nie jedna Ci zazdrości urody. – Chwycił w swoje zimne dłonie moje ręce i je ucałował. Na koniec zostawił mojego ojca. – Oscarze wieki się nie widzieliśmy. – Uścisnął mu rękę.
- No nie takie wieki. Urodziny mojej córki były trzy tygodnie temu przyjacielu. – Zaśmiał się.
- Nie widzę z wami Felixa. – Rozejrzał się po pomieszczeniu.
- Poszedł przywitać się z kolegami, ale zapewniam Cię Alanie, że nie raz będziesz miał pewnie okazję by go spotkać. – Powiedziała mama. Chodziło jej bardziej o to, że Felix nie należy do tych „grzecznych” uczniów. Prędzej czy później i tak trafi do gabinetu dyrektora za kare.
- Racja mała wróżko. – Odpowiedział.
- Nie ma z Tobą Alice ? – Spytałam. Była to moja kuzynka, która była wróżką i moją starsz kuzynką na ostatnim roku.
- Pomaga Agnes przygotować jej sale lekcyjną. – Spojrzałam na ojca i wiedziałam, że zaraz usłyszę słowa „Czas na nas”.
- Przykro mi Alanie, ale czas na nas. – Wygrałam sto punktów.
- Polowanie… Ciągle zapominam, że jesteś łowcą. – Podszedł do ojca. – No nic. Do zobaczenia następnym razem. – Pożegnał się z rodzicami.
Wyszliśmy z gabinetu i podążyliśmy na parking, gdzie czekał już Felix. Przytuliłam z całych sił mamę, a potem tatę.
- Będę za wami tęsknić. – Rzekłam bliska łez.
- Na pewno wszystko masz ? - Dopytywała się mama. Nie lubiła pożegnań, a zwłaszcza z swoimi dziećmi. Ona nie powstrzymywała łez, pozwoliła im się uwolnić. – Szczotkę  do zębów, telefon, pieniądze, ładowarkę, albo…
- Wszystko mam mamo. – Przytuliłam ją po raz kolejny. Felix stał niewzruszony i tylko czekał aż będzie mógł wrócić do swoich rówieśników.
- Nie zrób mi wstydu i masz być grzeczna  ! – Rozkazał mi czule ojciec. Wnętrzem dłoni chwycił mój policzek i się uśmiechnął. – Imam nadzieję, że wizyty u Alana będą tylko ze względu na więzi rodzinne, a nie  karalne. – Kiwnęłam głową. Bo dobrze wiedzieli rodzice, że jeśli chodzi o grzeczne zachowanie to dostałabym za to co najwyżej dwa. – A Ty Felix opiekuj się siostrą. Zrozumiano. ?
- Oczywiście ojcze. – Odpowiedział na odczep.
- Ruszamy w drogę Martho. – Chwycił swoją żonę za rękę, po raz ostatni ucałowali mnie, bo syn nie chciał żeby uważali go za maminsynka. Zawsze wolę go kiedy jesteśmy w domu, wtedy jest sobą. – Jesteśmy w kontakcie. – Spojrzał się czule i wsiadł do auta. Mama natomiast jeszcze szybko mnie przytuliła i zrobiła to co tata. Ustawiłam się koło brata i machałam na pożegnanie. Włączyli silnik i odjechali, a ja spojrzał na brata i się uśmiechnęłam.
- Wziąłeś piwa ? – Spytałam ciekawa.
- Idziemy do mnie czy do Ciebie ? – Odpowiedział pytaniem na pytaniem.
- Teraz do mnie. Carolyn jeszcze nie ma więc mamy pokój dla siebie. – Klepnęłam go w placy i ruszyłam w stronę budynku.
- Zadzwonię po Petera. – Ruszył za mną. Zrobił szybki telefon i powiedział, że jego przyjaciel zaraz będzie. Szybkim krokiem znaleźliśmy się już w trójkę w moim „domu”. Z plecaka wyciągnął trzy butelki Desperados i podarował nam je. Peter był duchem, który pił, jadł i czuł. Przenikał przez ściany i potrafił być niewidzialny. Do pokoju weszła moja przyjaciółka i współlokatorka – Carolyn.
- No w końcu jesteś. – Rzuciłam się jej na szyje. Była moją najlepszą i najbliższą przyjaciółką na świecie.
- O macie piwo. – Zauważyła uśmiechając się.  Felix wyciągnął w jej stronę butylko, ale ona odmówiła. – Jestem na antybiotyku .
- Jesteś chora ? – Zaniepokoiłam się.
- Nie, po prostu byłam przeziębiona. Pierwszy raz w życiu. – Zrobiła szeroko oczy. Zaśmiałam się, ale kiedy Nathalie weszła do pokoju już nie było nam do śmiechu.
- No ładnie, ładnie.  – Skomentowała nauczycielka, która była wampirem. Uczyła nas zaklęć. – Ledwo wróciliście i już do dyrektora będę musiała was zaprowadzić. – Pokiwała głową niezadowolona.
- Pani profesor . – Zaczęłam. – Nie może pani nam ten jeden raz odpuścić. – Poprosiłam miną szczeniaczka.
- Odkąd tu jesteście to wam odpuszczam. – Spojrzała się srogo. – Koniec dobrego. Cała czwórka za mną. – Odwróciła się do wyjścia.
- Ale Carolyn nic nie piła. Dopiero co przyszła. – Wstałam w obronie mojej przyjaciółki.
- No to trójka.  – Wyszła, a my za nią zostawiając uniewinnioną samą. Czekała nas nieprzyjemna rozmowa z wujciem , który był spoko wampirem, ale konsekwentnym. Nathalie zapukała do drzwi i weszła.
- Na co czekacie ? – I weszliśmy.

~~~~~~
Komentujcie kochani. Wasza opinia jest dla mnie ważna. ; ) 
Szablon wykonała Rowindale dla Zaczarowane-Szablony

3 komentarze:

  1. Znowu literówki, ale miło się czyta :)
    Fajnie wymyśliłaś :D
    Czytam dalej.

    serce-smierci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogę się przyzwyczaić, że oni są pełnoletni! Fajnie piszesz, ale parę błedów by się znalazło. Pisz dalej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hoh, już wpadka.
    Od razu.
    Pierwszego dnia.
    Ledwo rodzoce wyjechali...
    Ach, ta dzisiejsza młodzież :D

    OdpowiedzUsuń

>