Rozdział 8
Obudziłam się w białym pokoju powoli przywracając
sobie pamięć. Nade mną stał wujek z paroma Łowcami w tym Simon i Carolyne z
Leo. Kiedy chciałam usiąść, zakręciło mi się w głowie i bezwładnie opadłam
znowu na łóżko.
- Jak się
czujesz ? – Spytała moja przyjaciółka. Trochę to potrwało za nim
odpowiedziałam.
- Jakbym
przywaliła głową w mur.
- Bo
przywaliłaś, ale w fontannę. – Zaśmiała się. Przypomniałam już sobie wszystko.
Od przybycia Demona po słowa Simona „dobra dziewczynka”.
- Co z
Demonem ? – Zapytałam.
- Uciekła. –
Westchnął wujek. – Byłaś naprawdę odważna. – Pochwalił mnie. – Obroniłaś
wampira i stanęłaś do walki z Irene. Wiesz, że to jeden z
najniebezpieczniejszych demonów ?
- To wina
Simona. – Próbowałam wstać oburzona. Mój trener patrzył się==]
a mnie
zdziwiony. – Dogoniłbyś ją gdybyś mnie tam zostawił !
- Uspokój
się. – Wtrącił się Leo. – Gdyby nie on to nie wiadomo czy byś to przeżyła.
Naprawdę nieźle oberwałaś. Lekarz mówił, że straciłaś mnóstwo krwi.
- A ją się
jeszcze złapie. – Pogłaskał mnie po głowie wuj. – Zadaniem Simona jest również
pomagać innym.
Spojrzałam się na mojego wybawcę. Stał na
drugim końcu pokoju nie angażując się w rozmowę. Byłam wkurzona, że przeze mnie uciekła ta
cała Irene. Gdybym była bardziej wyszkolona… Nie spodziewałam się jednak tutaj
moich rodziców.
- Eleanor
kochanie, nic Ci nie jest ?! – Pytała się spanikowana matka przy wejściu.
Podbiegła do mnie i dotknęła mnie w policzek.
- Nic mi nie
jest mamo. – Posłałam jej uspokajający
uśmiech. Spojrzałam się na mojego zatroskanego ojca. Chciałam go już
przeprosić, że zawiodłam, ale on mi nie pozwolił dojść do słowa.
- Dobrze, że
nic Ci nie jest. Nawet nie wiesz jak się martwiłem kiedy Alan do nas zadzwonił.
Jestem z Ciebie dumny. – Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia. – Zachowałaś się jak
prawdziwy Łowca Demonów. – Podszedł do mnie i ucałował mnie czoło. Jednak zaraz
zadzwonił jego telefon. – Zaraz wracam.
– Oznajmił i wyszedł z pokoju.
- A Ty ? – Zwróciłam
się do mojego chłopka – Jak się czujesz.
- Ja tylko
zwiałem – Uśmiechnął się – Nic mi się przecież stać nie mogło. A Ty nieźle jesteś poturbowana.
- Tak szybko
się mnie nie pozbędziecie – Leo pocałował mnie w policzek i potargał dłonią
włosy, a do pokoju wrócił mój tata.
- Muszę
wracać – Westchnął – Odwieźć Cię do domu czy chcesz tu zostać ? – Spytał się
mamy.
- Przyjedź po
mnie jak skończysz łowy
Była zła. Wkurzyła się, że ojciec znowu musiał
zająć się demonami. Widać było, że jej to nie odpowiada. Jeśli by to od niej
zależało dawno skończyłby służbę. Jednak nie od niej to zależało. Niestety.
Matka pocałowała go na pożegnanie, a on powtórzył ten sam gest na mnie. Podał
rękę wujkowi i Łowcą. Na koniec powiedział jeszcze „trzymaj się” i zamknął za
sobą drzwi.
- Eleanor
powinna raczej odpoczywać – Odezwał się po raz pierwszy Simon. Spojrzałam się
na niego i chciałam coś powiedzieć, cokolwiek. Nie mogłam, bo nie wiedziałam
co.
- Ma racje –
Zatwierdził jego słowa wujek – Prześpij się, bo jutro wracasz normalnie na
lekcje.
Kiwnęłam głowa i odwróciłam się na bok.
Zamknęłam oczy, ponieważ chciałam zasnąć. Czekałam aż wszyscy wyjdą, a jak to
zrobili nie potrzebowałam dużo czasu by pogrążyć się we śnie.
***
Minął
tydzień, a ja wciąż w głowie miałam jedno i to samo wydarzenie. Walka z Irene.
I to jaka walka ?! Przegrana, bo jakby inaczej. Wszyscy wypytywali jak to jest
pojedynkować się ze strasznymi demonami, a ja odpowiadałam jednym i tym samym –
Nic miłego. Prawdą jest to, że bałam sie jak cholera. Nic w tym dziwnego
przecież. Strach jest dobry, a przynajmniej ja tak uważałam. Jest tak jakby cechą
życia, bo jak się nie żyje to się nic nie czuje. Prawda ? „Strach to suma tego, co jest
i co może się zdarzyć.”
Miałam
akurat łucznictwo. Trzeba przyznać, że nie byłam w tym dobra, ale jakoś dawałam
rade. Musiałam wcelować w drzewo oddalone jeden kilometr. Byłam mocno skupiona
i skoncentrowana. Naprężyłam łuk i wpatrywałam się mój cel. Czekałam na
polecenie, a kiedy je dostałam puściłam cięciwę i strzała poleciała. Niestety
nie trafiłam i z moich ust wydobyło się kilka cichych wulgaryzmów.
- Gdy
puszczasz cięciwę automatycznie Twoja ręka przesuwa się w prawo – Powiedział mi profesor Stephen. Był zmiennokształtnym
i mistrzem w tej dziedzinie – Musisz bardziej panować nad chwytem.
- Dziękuje
za wskazówkę profesorze – Odpowiedział mi uśmiechem i poszedł do innego ucznia.
Przyglądałam
się innym kadetom i całkiem nieźle sobie radzili. Carolyne trafiała za każdym
razem i Stephen nie miał co do niej żadnych spostrzeżeń. Wzięłam kolejną
strzałę i znowu wycelowałam. I znowu niecelnie.
Tak się składa, że do osób cierpliwych to ja nie należę i ze złości
złamałam łuk na dwie części, a następnie rzuciłam nim najdalej jak potrafiłam.
I tyle z mojej lekcji łucznictwa – stwierdziłam.
Kolejną moją
lekcją była historia z wujkiem. Siedziałam w ostatniej ławce tradycyjnie z
współlokatorką i gryzłam długopis. Wypytywała się o Felixa, a na lekcje
spóźniła się Kathy.
-
Przepraszam za spóźnienie panie dyrektorze, ale no wiem pan – Próbowała wymyślić
jakąś kiepską wymówkę – byłam w bibliotece
- Jasne –
Nie wierzył jej, ale nie chciało mu się robić awantury na lekcji – Siadaj i
zostań po lekcji.
Spoglądała
się na mnie pełnym nienawiści wzrokiem.
- Pewnie
galerie jej zamknęli i skończyli się klienci
Powiedziałam
tak, by mnie usłyszała, a przy okazji również klasa. Jak ręką zasiał zaczęli
się śmiać, a ja z nimi. Moja przyjaciółka przybiła mi piątkę mówiąc, że to mi
się udało. Natomiast Kathy gdyby mogła zamieniłaby mnie w ropuchę jak to
prawdziwa wiedźma. Jednak wujek nie podchwycił żartu i mi też kazał zostać po
zajęciach.
Po dzwonku
usiadłam przed biurkiem i czekałam na kazanie. ]
- Szmata –
Warknęła czarownica.
- Galerianka
– odpowiedziałam. Dyrektor przypatrywał nam się surowo i w końcu się odezwał.
- Po
pierwsze. Nie życzę sobie spóźnień na moje lekcje – Wpatrywał się w Kathy, a
potem swój wzrok przeniósł na mnie – Po drugie, nie życzę sobie takich
szczeniackich tekstów.
- Dobrze,
rozumiem. Mogę już iść, ponieważ mamy luch ? – Spytałam się i zrobiłam maślane
oczka. On kiwnął głową, ale pustej blondynce kazał zostać choć nie wiem po co.
Podążyłam
więc do stolika przy którym wszyscy już czekali. Usiadłam i zabrałam się za
jedzenie kanapek.
- Co tam u
was słychać ? – Zaczęłam.
- Idziemy
jutro po zajęciach do centrum. Dostaliśmy już nawet zgodę – Podniecała się
Lucy.
- Przydzieli
nam dwóch łowców – Zaśmiał się Felix. – Dziwie się, że tak mało jak na nas.
- Daj
spokój. Cud, że w ogóle nas wypuścili – Powiedział z pełnymi ustami Peter.
- Masz racje
– Przyznałam – po tych atakach i morderstwach to rzeczywiście cud. Przynajmniej
kupie sobie sukienkę.
- Masz
przecież tą niebieską – Przypomniała mi Carolyne.
- Ale nie
chce iść w niej. Wole zostawić ją na wyjątkową okazję.
- Napisałam
już do Carola i on również będzie.
Pochwaliła się Alice, a Tony najnormalniej w
świecie wstał i wyszedł. Postanowiłam wybiec za nim. Wołałam go, ale on to miał
najnormalniej w świecie w dupie. Szarpnęłam nim, by się zatrzymał.
- Przestań
się dąsać. Alice jest szczęśliwa, nie cieszy Cię to ?
- Nie ze
mną. – Wyżalił się – Wiesz jakie to trudne słuchać ciągle o Carolu i udawać, że
wszystko jest ok?
- Wiem o
tym, ale…
- Nic nie
wiesz ! – Krzyknął – Masz chłopaka, który Cię kocha i Ty go. Ja nie ! Więc nie
gadaj mi głupot, że wiesz, bo to nie prawda. Kocham ją, a ona w ogóle tego nie
zauważa i gada cały czas o nim jaki jest wspaniały, czuły, kochany . Ja już
tego nie wytrzymuje, rozumiesz ?!
Wzięłam go w
swoje objęcia i pocieszałam. Czułam jego łzy na swoim ramieniu. Pozwoliłam się
mu wypłakać. Jesteśmy przyjaciółmi i dręczyło mnie to, że nie mogę z tym nic
zrobić.
_____________________
No macie 8 rozdział. Podoba się ? Komentuj ! Sprawisz mi tak tylko przyjemność
Tak przy okazji życzę wam wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia i dużooooo radości. Mnóstwo prezentów i w ogóle. Wiem, że spóźnione, ale szczere. ; )